czwartek, 18 kwietnia 2019

Rozdział 29









Wzięłam głęboki wdech, siadając pod ścianą. Zamknęłam oczy, by zebrać myśli. Powinnam skupić się na czymś konkretnym, ale od czego zacząć? Może powspominać? Zrobić retrospekcję niektórych wydarzeń? Tylko od czego zacząć? Może od urodzin Vicky? Tak, to był jeden z pierwszych epizodów, który dawał do myślenia.





~




- A to prezent od naszego CEO. - powiedział Dongwoo, podając Vicky kopertę.
Dziewczynce aż oczy zalśniły pełne zaintrygowania.
- Jakiś karnet do restauracji? - dopytała zaciekawiona, od razu otwierając kopertę i wyjmując zawartość. Westchnęłam cicho i spojrzałam za kanapę, gdzie znajdował się stos podarowanych przez innych prezentów. 
- Nawet SHINee, BEAST i MBLAQ podesłali prezenty... jak to jest możliwe... - mruknęłam.- I gdzie to zmieścimy? Jak tak dalej pójdzie, to trzeba będzie wynająć dodatkowy apartament na same prezenty, które to dziecko dostaje. Chociaż... - tu zawiesiłam głos i spojrzałam na Kyane, która siedziała w fotelu. 
Wyczuła mój wzrok i zerknęła na mnie pytająco, jednak nie uzyskała żadnego wyjaśnienia, jedynie niewinny uśmiech, który chyba przyprawił ją o dreszcze, sądząc po wzdrygnięciu jej ciała.
- AAAAAAAAAAAAA!
Aż zasłoniłam uszy słysząc ten dziewczęcy wrzask. Spojrzałam pytająco na Vicky, która skakała w geście swej ekscytacji.
- Patrzcie, patrzcie! - krzyczała, machając kartką.
- No patrzymy na Ciebie, ale poza odczuwalnym zażenowaniem nic nam to nie daje. - mruknęłam.
- A ja uważam, że jest urocza. - odparł Woohyun, który mrugnął do dziewczynki porozumiewawczo.
Posłałam mu pełne politowania spojrzenie. Nie skomentowałam tego, nie miałam na to czasu i ochoty.
- To życzenia od CEO! - krzyknęła Vicky.
- Woooaaaaah. - wydusiłam z siebie sarkastycznie. 
- I propozycja, a raczej obietnica!
Dongwoo podszedł do niej i zerknął na trzymaną przez nią kartkę. 
- Oooo, Vicky ma zapewnione miejsce w wytwórni jako trainee. 
- Zostanę tancerką, tak jak o tym zawsze marzyłam! Zatańczę z INFINITE!
- Zatańczyć to Ty możesz co najwyżej na ich pogrzebie. Zanim zostaniesz oficjalnie tancerką, oni zdążą wykitować. - burknęłam, wskazując na Myungsoo. - A ten przy swoim braku mózgu będzie drugi. 
Visual posłał mi pytające spojrzenie, po czym zmrużył powieki i podrapał się w tył głowy, próbując zrozumieć moje słowa.
- A Ty, będziesz pierwszy. - dodałam, wskazując na Woohyuna.
- JA?! - pisnął zaskoczony i wskazał na siebie palcem. Wydął dolną wargę, która aż mu zadrgała. - J-jak to?
- Bo jesteś jeszcze głupszy. 
Hoya parsknął śmiechem. To był pierwszy raz od mojego powrotu, gdy zareagował tak pozytywnie na jakiekolwiek moje słowa.  
- Nie martw się Woohyun. Jeśli umrzesz, to nie głupota Cię zabije, tylko Angie. - wtrąciła Vicky, która uśmiechnęła się do wokalisty. 
- To miało mnie pocieszyć? - wyjąkał Hyunnie, łapiąc się za głowę.
Moja siostra przysłoniła usta dłonią, gdy zorientowała się, że wcale nie pomogła, a jedynie dolała oliwy do ognia.
- Hej! Hej! Haaalooo? To moje urodziny, więc może się pobawimy? Zagramy w coś? - zapytała zaraz Vicky, która zamachała dłońmi.
Spojrzeliśmy na nią pytająco.
 - Z taką ilością osób? Niby w co? - spytał Sungyeol, rozglądając się po salonie.
Faktycznie, było dość tłoczno. Infinite, Soryong, Kyane, Nala, ja i Vicky. 
- Może zagramy w siatkówkę? Albo od razu zostańmy drużyną piłkarską. - skwitowałam, po czym zaraz machnęłam ręką. - A, nie. Odpada. Braknie osób. 
- Jak ma braknąć osób? - spytał zdezorientowany Sungjong. 
- Z prostej przyczyny. Dino robiłby za maskotkę drużyny. Vicky za cheerleaderkę. Myungsoo zostałby twarzą grupy, byłby zajęty pozowaniem do zdjęć. Gyu kompletnie nic nie widzi, nie wspominając o tym, że nie będzie biegał za piłką po boisku. Wejście po schodach go męczy, a co dopiero to. Ktoś musi też naszykować jedzenie, więc Nala też odpada. Hoya szybko dostałby czerwoną kartkę, a ja oczywiście byłabym trenerem, który pozabijałby was, nim weszlibyście na boisko. 
W pomieszczeniu nastała cisza. Wyglądało na to, że wszyscy analizowali moje słowa. 
- Hej, przecież ja widzę! - obruszył się Sunggyu, marszcząc brwi.
- Gdybyś miała zostać moim trenerem, sam bym sobie wlepił czerwoną kartkę. - prychnął Hoya.
- Czemu zawsze kończę zamknięta w kuchni... - mruknęła Nala, wzdychając cicho.
- Bo tam jest Twoje miejsce? - szepnęła Vicky w odpowiedzi. - A pro po, jestem trochę głodna.
Czerwonowłosa od razu pacnęła się w czoło. Żałowała, że zadała to pytanie, na które i tak właściwie znała odpowiedź.
- Widzisz Woohyun? Vicky miała rację. To nie Twoja głupota Cię zabije, tylko Angie. - powiedziała nagle Kyane, uśmiechając się do wokalisty.
- Zagrajmy w butelkę. - zaproponowała Vicky, chcąc zmienić temat. 
- W butelkę? Chcesz kogoś pocałować? - odparł żartobliwie Sungyeol.
Potencjalna trainee spojrzała na niego spode łba.
- Nieeeeee. Ja już postanowiłam, że mój pierwszy pocałunek dostanie Dongwoo. - odpowiedziała z zaskakującą powagą.
Otworzyłam usta chcąc to skomentować, ale nie zdołałam. Siedząca obok mnie Nala, od razu przysłoniła mi usta. 
- Więc chcesz zrobić coś na zasadzie wykonywania zadań, jakieś wyzwania i coś takiego? - zapytała, uśmiechając się do dziewczyny. 
Zabrała dłoń z moich ust, wiedząc, że mogłaby ją zaraz stracić. Westchnęłam cicho i powstrzymałam się od jakiegokolwiek komentarza. Spojrzałam na moją siostrę, która kiwała energicznie głową.
- Nooo doooobra. Ale w takim razie, musimy ogarnąć jakąś bute... - urwałam, bo Vicky nagle wyderzyła z pokoju jak oparzona, wpadając do kuchni i zaraz z niej wracając z wielką butelką po coca-coli. - ...lkę...?
- Ktoś tu jest przygotowany. - stwierdził Dongwoo, czochrając ją po włosach.
Wszyscy zasiedliśmy więc w wielkim kręgu w odpowiedniej kolejności: Sunggyu, Kyane, Sungyeol, Dongwoo, Vicky, Sungjong, Nala, Soryong, Woohyun, ja, Hoya i Myungsoo. Nie czułam się najlepiej, wiedząc, że główny tancerz siedzi obok mnie, ale nie było już innego wyjścia, choć miałam dziwne wrażenie, że Myungsoo specjalnie usiadł w taki sposób, nim Hoya zdołałby się usadowić na jego miejscu.
O dziwo, całkiem dobrze się bawiliśmy. Zadania były różne, tak samo jak wyzwania czy pytania. Było wiele śmiechu, upadków czy zawstydzających sytuacji. Vicky była wyraźnie uradowana taką zabawą. Sama musiałam przyznać, że czas mijał w pozytywnej atmosferze i przez moment zapomniałam o siedzącym obok mnie tancerzu.
Do czasu, aż nie dał o sobie znać.
- Dobra, to kręcę. - stwierdził Myungsoo, chwytając za butelkę.
- Ale dzisiaj? - wtrąciłam, nie potrafiąc się powstrzymać.
Chłopak spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby uznał, że w ten sposób wyrażałam tylko swą sympatię. Zakręcił butelką, która padła na Woohyuna. 
- Dobra, to chcesz wyzwanie czy pytanie?
- Ach, daj wyzwanie! - zawołał wokalista z wesołym uśmiechem.
- Pocałuj Angie. 
- ŻE CO?!
Nie byłam pewna, kto wrzasnął głośniej. Ja, Gyu, Woohyun czy może... Hoya. Chociaż to nie było teraz moim największym zmartwieniem. Gdyby nie rodzaj zadania, które podał Myungsoo, to miałabym ubaw z szeroko otwartych ust mojej przyjaciółki. 
- O co wam chodzi? Przecież to normalne wyzwanie. Prawda? Nie mówię o całowaniu w usta. Może być nawet w policzek. - zaoponował Myungsoo, który kompletnie nie widział w czym problem.
- A całowałeś kiedyś rottweilera z wścieklizną w policzek? - spytał niewinnie Soryong, próbując dać mu do zrozumienia, że jego pomysł wcale nie był tak zwyczajny.
- D-dajcie s-spokój. D-dam radę. - wydukał Woohyun.
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Woohyun. Głos Ci drży. - stwierdziła Kyane.
- I dłonie też. - dodał zmartwiony Sungjong.  
- T-to... to ekscytacja. - odparł wokalista, śmiejąc się sztucznie.
- Jeśli tak wygląda Twoja ekscytacja przy pocałunku, to pewnie dostajesz padaczki na myśl o seksie, co? - spytałam sarkastycznie.
- Zapominasz chyba, w jakiej jesteś sytuacji. - napomknęła niepewnie Nala i posłała mi ciepły uśmiech.
- Lepiej od razu wymyśl mu karę za niewykonanie zadania. - wtrącił Hoya, krzyżując ręce na torsie. 
- Hej! Powiedziałem, że to zrobię! - zawołał Woohyun, wciąż drżącym głosem.
- Nie zrobisz. - odparł stanowczo tancerz.
- Zrobię!
- Nie zrobisz.
- Właśnie, że zrobię!
- Nie zrobisz.
- Zrobię!
- O rany, przestańcie, bo dostanę skurczu szyi! - wtrąciłam, łapiąc się za kark, który przez ten krótki moment pracował mi zbyt gwałtownie.
- Woohyun, fighting! - zawołała nagle Vicky, która aż uniosła w powietrze swe dłonie.
- Yah, po czyjej Ty jesteś stronie? - burknął Gyu.
- Przecież miałam być cheerleaderką. - odpowiedziała z niewinnym uśmiechem.
- Ale to była zupełnie inna sytua...huh...? 
Spojrzałam zdezorientowana na swój nadgarstek, na którym poczułam nagle czyjś uścisk. To była ręka Woohyuna, który spoglądał na mnie z powagą wymalowaną na twarzy. Patrzyłam na niego niepewnie, mając nadzieję, że wcale nie próbuje wykonać tego głupiego zadania. Może powinnam zaproponować wykonanie kary za niego?
- Wiesz, jak tak patrzę... to naprawdę zginiesz przed Myungsoo. - stwierdziłam, gdy zobaczyłam, jak Woohyun formułuje usta w dzióbek, jakby naprawdę zamierzał mnie pocałować.
Przechylił się w moją stronę, chcąc zmniejszyć dzielącą nas odległość, więc w odpowiedzi odchyliłam się w przeciwną stronę, choć jedynie odrobinę, by nie wpaść na siedzącego obok Howona. Po co rozpętywać kolejną burzę, nim pierwsza się jeszcze nie skończyła? 
- Wystarczy. - skwitował chłodno Hoya, który pochwycił nadgarstek kolegi i zmusił go w ten sposób do puszczenia mojej ręki. Chyba wszyscy byli tak samo zdezorientowani, jak ja.
- Hej. To było moje zadanie. - odparł Woohyun, marszcząc nos.
- Którego nie wykonasz. - odpowiedział tancerz, łapiąc mnie za ramię. Pociągnął mnie bardziej w swoją stronę, przez co moja głowa oparła się o jego tors.
- Mnie też się ten pomysł nie podoba. - wtrącił Sunggyu.
- Hmpf. Ty też byś jej nigdy nie pocałował. - fuknął Woohyun, krzyżując ręce na torsie i wydymając dolną wargę w geście niezadowolenia.
- Zdziwiłbyś się! Już ją pocałowałem kiedyś! Nawet dwa razy!
Wszyscy nagle wzięli głęboki wdech. Jęknęłam cicho zażenowana. Przecież to była tajemnica. Nawet Hoya o tym nie wiedział. Zacisnęłam jedną powiekę, czując jak uścisk na mym ramieniu wzmocnił się. Spojrzałam ukradkiem na Howona który starał się zachować kamienny wyraz twarzy, choć wydawał się dziwnie poirytowany.
- Uch... H-Hoya...? - spytałam niepewnie.
Puścił mnie, gdy tylko usłyszał mój głos. Odsunęłam się wracając na swoje miejsce. To był pierwszy i ostatni pomysł z pocałunkiem, który padł podczas tej gry.







~






Podrapałam się po policzku. Nadal nie wiedziałam, jak interpretować zachowanie Howona na tych urodzinach. Drobny incydent, który wydawał się nieść nadzieję. O ile dobrze pamiętam, przez następne dni w ogóle się do mnie nie odzywał i każdą moją próbę nawiązania kontaktu zbywał, zawsze insynuując coś związanego z liderem. W normalnych okolicznościach uznałabym, że jest zazdrosny, ale skoro mnie nie pamiętał, a przynajmniej nie nasze wzajemne uczucie, to zazdrość nie wchodziła w grę.
Chociaż, jak przypomnę sobie tę sytuację, która miała miejsce w Walentynki...







~






- Ale na pewno?
Westchnęłam cicho, słysząc po raz kolejny to samo pytanie z ust mojej przyjaciółki. Spojrzałam na nią uważnie. Była wystrojona. Czerwona elegancka sukienka z dużym dekoltem, do tego złota brożka przypięta na prawej piersi. Złote, średniej długości kolczyki, włosy upięte w kok i delikatny makijaż. Nie używała szminki, nie przepadała za tym, źle się w niej czuła. Ale przynajmniej miała fajne perfumy, będę musiała kiedyś pożyczyć.
- Na pewno. - powiedziałam, znowu. - Przecież wiesz, że nie obchodzę tych idiotycznych świąt.
- Wiem, ale...
- Nala.
Czerwonowłosa westchnęła i skinęła głową na znak zrozumienia. Nie chciała już przekraczać granicy w ilości zadanych pytań, więc zamilkła na moment.
- Dobrze. W lodówce jest reszta obiadu. Są też wuzetki. Pepsi schłodzone, nawet dwie butelki.
- Dzięki, mamo.
Nala zaśmiała się słysząc moją uwagę. Pokiwała głową, machnęła ręką i w końcu pożegnała się, wychodząc z domu. Czekała ją przecież randka.
Kiedy wyszła, uniosłam dłonie w powietrze.
- Hell yeaaah. Cała chata dla mnie! - zawołałam i zaraz wyskoczyłam z pokoju, przemieszczając się do salonu, gdzie rozwaliłam się wygodnie na kanapie z pilotem już w ręku.
Dziwne, gdy nie robił tego Daeryong. Pokręciłam głową odrzucając od siebie te myśli i zaczęłam przełączać z kanału na kanał, by znaleźć coś ciekawego.
Nala spędzała ten dzień z Soryongiem, Vicky była aktualnie w Polsce, Kyane również gdzieś wybyła, choć nie zdradziła żadnych szczegółów. Twierdziła, że to sprawy związane z pracą. Infinite... nie miałam pojęcia, co robili. Najważniejsze, że miałam ciszę i spokój.
Do czasu.
Może minęła godzina lub dwie, gdy rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Odrzuciłam głowę do tyłu zirytowana, jednak nie poszłam otworzyć. Będę udawać, że mnie nie ma. Walentynki są, to mogłam wybyć z domu, nie?
Zmarszczyłam brwi, gdy usłyszałam, że drzwi się otwierają. Spojrzałam w stronę przedpokoju, gdzie po chwili ukazał mi się Woohyun. Wpadł do salonu z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jeśli szukasz frajera, który wyprowadzi Cię na spacer, to źle trafiłeś. - mruknęłam, powracając wzrokiem do telewizora.
Chłopak zrobił minę zbitego psa i wydął dolną wargę.
- Wcale nie o to mi chodzi! - skwitował obruszony. - Chociaż... chciałbym, żebyś gdzieś ze mną poszła.
Westchnęłam cicho.
- Jeśli potrzebujesz kogoś na randkę, to weź kogoś z zespołu i przebierz za laskę. Mnie w to nie mieszaj.
- Nie o to chodzi!
- Możesz tak stać do rana, a ja i tak nie spytam, czego chcesz.
Chłopak zmarszczył brwi niezadowolony.
- Muszę Ci coś pilnie pokazać.
- Ja Tobie też. - stwierdziłam, wstając z kanapy.
- Serio?
Woohyun wydawał się nie tylko zaskoczony, ale i wyjątkowo zaintrygowany. Aż mu oczka zalśniły, gdy tak wpatrywał się we mnie.
- Serio, serio. - skwitowałam, posyłając mu uśmiech.
Kretyn nawet nie pomyślał, że mogę coś właśnie kombinować. Mózg naprawdę zaginął mu na etapie ewolucji.
- Chodź, chodź~!
Podążyłam przez salon, aż do przedpokoju. Woohyun, jak na pieska przystało, powędrował za mną aż do drzwi wyjściowych. Jedyne, co mnie teraz cieszyło to fakt, że nie machał wesoło ogonkiem.
- To niespodzianka? - dopytywał podekscytowany.
- Oczywiście! To coś niesamowitego! Koniecznie musisz to zobaczyć! - odparłam, z udawanym entuzjazmem.
- Nie mogę się doczekać! - aż pisnął.
Otworzyłam szeroko drzwi i wskazałam gestem dłoni, by ruszył przodem. Wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się gwałtownie, jakby niespodzianka miała sama do niego wyskoczyć.
- Co to? Co to? Co to? - dopytywał znowu.
- Korytarz, kretynie. A teraz, słuchaj uważnie, bo to pilne. Zapamiętaj. Musisz iść do windy... pojechać na piętro wyżej... wejść do waszego apartamentu... I nie wracać.
Ostatnie zdanie mruknęłam groźnie i zatrzasnęłam drzwi, nim Woohyun zdążyłby cokolwiek powiedzieć.
   - Heeeej! Angieee! Jesteś niemiłaaa! - zawył za drzwiami.
- Oho, Amerykę odkrył. - mruknęłam, przewracając oczami.
- Dobra, jak chcesz! Niech się Sunggyu i Hoya pobiją! A co!
Otworzyłam szeroko oczy, słysząc jego fuknięcie.
Chwila.
Szarpnęłam za klamkę i otworzyłam szeroko, zbyt gwałtownie zresztą, drzwi. Spojrzałam na Woohyuna, który aż podskoczył i uniósł dłonie w geście obronnym.
- Że co?
- Co? Przecież nie chciałaś ze mną nigdzie pó...
- Nam Woohyun. - mruknęłam groźnie.
Mężczyzna aż zadrżał i zaraz pokiwał głową.
- Okej, okej. Są na sali gimnastycznej, gdzie często trenujemy. Niby rozmawiali, a potem nagle zaczęli sobie skakać do gardeł i... Angie...?
Chłopak zamrugał zdezorientowany, gdy nagle wróciłam do mieszkania. Wyłączyłam telewizję, ubrałam szybko adidasy, które leżały w przedpokoju i wyszłam na korytarz, zatrzaskując drzwi.
- Prowadź.
- Uhm... nie jestem pewien, czy powinienem mieć Cię za plecami...
- Masz mnie gdzieś zaprowadzić, więc na razie jesteś bezpieczny.
Chłopak zaśmiał się niepewnie i pokiwał powoli głową, w końcu ruszając w odpowiednim kierunku. Dość szybko dotarliśmy na miejsce. Nie czekając na żadne wyjaśnienie ze strony Woohyuna i nie zważając na jego próby powiedzenia czegokolwiek, wparowałam do środka.
- Jak ja ich kurna dorwę, to nogi z dupy powyrywam, jednemu i drugiemu i ich nimi nakarmię. - warknęłam, podwijając rękawki bluzki.
Rozejrzałam się po sali. Pod ścianą stała niewielka scena, na niej zaś keybord, krzesło, stały też dwie gitary - akustyczna i elektryczna, a na środku był jeszcze stojak z mikrofonem, które miały też i pozostałe stanowiska grające. Przed sceną było rozłożone krzesło i leżąca na nim poduszka, prawdopodobnie dla wygody siedzącego. Dwie lampy, mające za zadanie oświetlać dobrze ustawioną scenę. - Co jest grane?
- Och, to Myungsoo przygoto...
- Skoro ich tu nie ma, to pewnie któryś już nie żyje. Cholera, ktoś już zakopuje zwłoki? Na pewno Hoya, Gyu nic praktycznie nie widzi, jest też zdziadziały, więc ma opóźniony zapłon. Kurde, żal mi go trochę. Miał tyle przed sobą...
- Yah! Ja przecież doskonale widzę! - usłyszałam za sobą oburzony głos.
Obejrzałam się i zamrugałam zdezorientowana, widząc Sunggyu, Myungsoo oraz Woohyuna.
- Wait. To Hoya przegrał? To poza mną, zapomniał nawet o teakwondo? Damn, to ja chciałam go zamordować. - stwierdziłam zawiedziona, po czym spojrzałam na Sunggyu. - Czy macie jeszcze zwłoki w samochodzie? Albo gdzieś na zapleczu? Dajcie mi go chociaż poćwiartować.
Lider zmarszczył brwi.
- Nie powiem, pozbycie się go to bardzo kusząca propozycja... ale nikt go nie zabił. - stwierdził.
- Jeszcze. - szepnął Woohyun.
Myungsoo spojrzał na niego zdezorientowany.
- Skąd wytrzasnęła ten pomysł?
- Powiedziałeś, że mam ją tu sprowadzić. To się udało. A czy to ważne w jaki sposób? - odparł niewinnie Woohyun, spoglądając w sufit.
- Osz Ty, kłamco. - burknęłam, mrużąc powieki i łypiąc na niego spode łba. - Woohyun. Czekają Cię krwawe Walentynki.
Chłopak aż pisnął. Myungsoo położył dłoń na jego ramieniu i spojrzał na niego z niepokojem.
- O nie, hemoroidy?
Nie skomentowałam tego. Nie potrafiłam. To mnie tak rozbroiło, że aż musiałam plasnąć się w czoło z otwartej dłoni.
- Ja kiedyś nie wytrzymam z wami psychicznie... - szepnęłam.
- Hej... ale... co to są hemoroidy? - spytał nagle Woohyun, wyraźnie zdezorientowany.
- Wracam do domu. - powiedziałam szybko i już zrobiłam krok w stronę wyjścia, gdy nagle Gyu stanął przede mną, blokując drogę.
- Nie, nie, zostań z nami.
- Chyba zwariowałeś! I co? Mam mu zrobić wykład z medycyny? A może napiszecie teraz piosenkę o krwawieniu z dupy? - spytałam sarkastycznie.
- Z tyłka może lecieć krew? - wtrącił Myungsoo. Tym razem to on był zszokowany. Tylko czemu, skoro dopiero, co sam poruszył temat hemoroidów. Jak można w tak krótką chwilę zapomnieć o znaczeniu użytych słów?
Wzięłam głęboki wdech, by spróbować opanować irytację.
 Lider zerknął na obu wyraźnie zszokowanych kolegów i westchnął cicho.
- Zdecydowanie za mało mi płacą. - mruknął.
Potrząsnął głową, by odtrącić od siebie te myśli. To nie był głupi pomysł, bo ta bzdurna rozmowa, prowadziła donikąd. Nie, źle. Prowadziła. Tylko, że do wariatkowa.
- Przygotowaliśmy coś dla Ciebie. - powiedział łagodnie.
- Ale nie hemoroidy? - odparłam, uśmiechając się cierpko.
Sunggyu spojrzał na mnie z ukosa.
- Sorki, ale nie mogłam się powstrzymać. To silniejsze ode mnie.
Chłopak znów westchnął cicho.
- To taki... prywatny pokaz.
Uniosłam brew w pytającym geście.
- Wiesz, jak ktoś używa tego typu słów, to przeważnie chodzi albo o seks, albo o striptiz.
- A chcesz?
Rozchyliłam usta, by odpowiedzieć, po czym powstrzymałam się, zerkając na Myungsoo i Woohyuna, którzy wyraźnie szeptali coś o nowo odkrytym słowie.
- Nie, nie chcę. Czułabym się jak zoofil.
Gyu zmarszczył brwi, powstrzymując się od komentarza.
- Taki występ, koncert, pokaz. To dla Ciebie przygotowaliśmy. - wyjaśnił, z zaskakującym spokojem w głosie.
Zamrugałam zaskoczona.
- Ale... czemu?
- Z okazji Walentynek. - wtrącił Woohyun, który w końcu skupił się na mojej rozmowie z liderem.
- To był pomysł Myungsoo. - dodał Sunggyu, zerkając na Visuala.
Chłopak uśmiechnął się na dźwięk tych słów.
- Boże. Myungsoo wpadł na całkiem rozgarnięty pomysł? - spytałam zszokowana i aż chwyciłam się za czoło. - Świat dobiega końca. Albo jestem w innym wymiarze.
- Wiemy, że nie obchodzisz tego typu świąt, czy imprez. Ale pomyśleliśmy, że mimo to, możemy coś dla Ciebie przygotować. Wspólnie spędzić czas. - wyjaśnił Visual, szokując mnie jeszcze bardziej. - Incydent z Nalą trochę mną wstrząsnął. Nie chcę stać z boku i nic nie robić, nic nie zauważać, żyć złudzeniami. Chcę działać.
- A ja chciałam w spokoju pooglądać telewizję...
Westchnęłam cicho i podrapałam się po policzku. Odwróciłam wzrok zmieszana. Nie lubiłam sytuacji, w których wypadało powiedzieć coś uprzejmego. To było dla mnie okropnie niezręczne.
- Ale... to miło z waszej strony. - szepnęłam nieśmiało.
Cała trójka wydawała się zaskoczona, choć było to chwilowe. Popatrzeli po sobie z uśmiechem i skinęli mi głową. Nastała chwila ciszy, która wydała mi się jeszcze gorsza, niż słowa, które musiałam powiedzieć. Klasnęłam w dłonie i spojrzałam na nich pytająco.
- To... co przygotowaliście? - spytałam niepewnie.
Oczy Woohyuna aż zalśniły pełne radości.
- Chcesz zobaczyć? Chcesz? - dopytywał podekscytowany.
Parsknęłam śmiechem, widząc to.
- No... skoro już tu jestem. - odparłam niby niewzruszenie, choć z rozbawieniem w głosie.
Poprowadzili mnie zaraz do przygotowanego krzesła, na którym usiadłam. Cała trójka wpakowała się na scenę, przysiadając przy swoich instrumentach, ustawiając odpowiednio mikrofony.
Po kilku zaśpiewanych przez nich piosenkach, doszłam do wniosku, że Myungsoo miał naprawdę dobry pomysł. Wybrali jakieś bardziej popularne utwory, zarówno cudze, jak i własne. Nie omieszkali się też powygłupiać, czy to próbując rapować, czy też śpiewając trot. To był wyjątkowo dobrze spędzony przeze mnie czas. Nawet sama od siebie biłam im brawo, czy też śmiałam się lub zasłaniałam uszy, gdy ktoś fałszował, specjalnie lub i nie. Nie interesowało mnie, która była godzina i jak długo już tam siedziałam. Zapomniałam jednak, że moje życie nie może być tak kolorowe, jakbym chciała.
Sunggyu przestał śpiewać, gdy tylko Woohyun i Myungsoo przestali grać. Cała trójka spojrzała w stronę wejścia do sali gimnastycznej, a ja wiedziona ciekawością, skierowałam swój wzrok w to samo miejsce. Pożałowałam. Uśmiech znikł z mej twarzy, gdy zobaczyłam, kto stoi w drzwiach.
- Widzę, że zrobiliście imprezę. - mruknął mężczyzna, wkładając dłonie do kieszeni dresowych spodni. Miał wyjątkowo poirytowaną minę, a jego ton głosu nie wróżył nic dobrego.
- Impreza to za mocne słowo... - zaczął niepewnie Woohyun, zdobywając się na uśmiech.
- Ruszyło Cię sumienie i postanowiłeś dołączyć? - spytał Sunggyu, z trudem kontrolując swój ton głosu.
Odwróciłam wzrok.
Ich relacja znów była pochyła, popadająca ze skrajności w skrajność. To wróżyło kłopoty.
Hoya prychnął, słysząc stwierdzenie lidera.
- Sumienie? Niby czemu? Nie rozumiem.
- Wybrałeś kiepski moment, by nie rozumieć. - szepnął Myungsoo, marszcząc brwi.
Zerknęłam na niego ukradkiem. Przyciskał aż za mocno swe palce do trzymanej gitary, jakby to miało pomóc mu w kontrolowaniu swych emocji. Ostatnio był bardzo drażliwy, gdy w grę wchodziły kwestie rozumienia i zauważania... czegokolwiek związanego z bliską mu osobą.
- Naprawdę nie macie nic lepszego do roboty? - mruknął Hoya, ignorując słowa Visuala. Rozejrzał się po sali i westchnął. - To miejsce nadaje się do treningów, ale nie do takich zabaw. Zostawiliście mnie w dormie z takiego powodu?
To był moment, kiedy Sunggyu zszedł ze sceny, zaciskając dłonie w pięści. Jego niewielkie oczka wręcz kipiały złością. Podniosłam się szybko z krzesła, stając mu na drodze, ostrożnie usadawiając dłonie na jego torsie.
- Sunggyu... nie... - szepnęłam łagodnie.
Ostatnie na co miałam ochotę, to kolejna jatka między nimi. Lider zatrzymał się, ale nadal jego ciało było napięte, jakby tylko czekał na jakiś drobny impuls ze strony tancerza, który da mu pretekst do działania. Ten jednak nie nastąpił, jakby Hoya czekał na dalszy rozwój wydarzeń i na to, co zrobię.
- Pozwólcie mi z nim porozmawiać na osobności, dobrze? - zaproponowałam, wiedząc, że ta prośba nie przypadnie im do gustu. Gyu spojrzał na mnie zaskoczony, Woohyun i Myungsoo wydawali się zaniepokojeni.
- Jesteś pewna...? - dopytał Woohyun.
- Tak, poradzę sobie. To tylko rozmowa z wyrośniętym dzieckiem. - odparłam, wzruszając ramionami.
W tle dotarł do mnie cichy śmiech Howona, choć nie miałam czasu na rozdrabnianie się w kwestii emocji, które nim kierowały, gdy się zaśmiał.
Na kilka minut zapadła cisza. Cała trójka wokalistów popatrzyła po sobie w ramach wzajemnego porozumienia się. W końcu skinęli głowami i zarówno Myungsoo, jak i Woohyun skierowali się w stronę wyjścia.
- Pięć minut. Potem wracamy. - szepnął Gyu, kładąc dłoń na mym ramieniu.
Skinęłam głową na znak zrozumienia. Chłopak posłał mi jeszcze ciepły uśmiech i ruszył w stronę drzwi. Nie omieszkał po drodze zmierzyć karcąco wzrokiem rapera, który wydawał się niewzruszony tym, jak zachowywali się jego koledzy.
To był naprawdę dziwny i bolesny widok. Przed wypadkiem to właśnie Hoya najbardziej starał się zapobiegać ewentualnym kłótniom, bronił też Sunggyu, gdy to ja wykazywałam się brakiem wyrozumiałości. A teraz? Sprawiał wrażenie obojętnego na wszystko.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi. W pomieszczeniu nastała cisza. Westchnęłam cicho i odwróciłam się przodem do tancerza, choć w tej chwili było to dla mnie ogromnym wyzwaniem. Chłopak jednak nie wydawał się zwracać na mnie uwagi. Rozglądał się po pomieszczeniu, wodząc wzrokiem nawet po suficie.
- Jesteś zadowolony?
Starałam się zabrzmieć spokojnie, ale nie było to takie proste. Chłopak spojrzał na mnie pytająco, zupełnie jakby moje pytanie było teraz nie na miejscu.
- Stać mnie na więcej, ale poza tym, nie narzekam. - odparł wzruszając ramionami.
Pokręciłam głową na boki. Obrócił moje pytanie na własną korzyść. Mogłam się tego spodziewać.
- Rozumiem, że jesteś teraz nadęty i masz wszystko gdzieś, ale to nie znaczy, że musisz burzyć innym dzień.
Hoya uniósł brwi zdziwiony, a jego oczy zalśniły pełne zaciekawienia. Uśmiechnął się mimowolnie i zrobił krok w moją stronę, wciąż trzymając ręce w kieszeni.
- Hipokrytka. - powiedział nagle z tym swoim łagodnym wyrazem twarzy.
Zamrugała zdezorientowana.
- S-słucham?
- Nieraz miałaś gorszy lub lepszy dzień i nie obchodziło Cię, co i kto o tym pomyśli, gdy rujnowałaś nastroje wszystkich wokół. Ale kiedy ja robię to w stosunku do Ciebie, to już jest złe. Słońce, to hipokryzja.
Brew mi drgnęła, gdy usłyszałam ten jego czuły zwrot, który w tej sytuacji brzmiał jak kąśliwa uwaga. Aż przygryzłam dolną wargę, poirytowana faktem, że miał rację.
- Sztuką nie jest cudze błędy wypominać, a samemu ich nie popełniać. Nie robisz wcale za jakiś wielki przykład. - odparłam i wzruszyłam ramionami.
- Ale nie wyprzesz się, że to hipokryzja.
- Nie.
Nastała chwila ciszy. Chłopak pokiwał głową i spojrzał w stronę drzwi. Westchnęłam cicho i pomasowałam skronie.
- Posłuchaj, rozumiem, że jesteś zły.
Hoya zrobił w międzyczasie kilka kroków w stronę sceny, przyglądając jej się z zaciekawieniem. Po chwili zwrócił się w moją stronę, słysząc moją wypowiedź. Uniósł brwi zdziwiony.
- Serio?
Pokiwałam głową.
- Tak. Tracisz pamięć, potrzebujesz kogoś, kto pomoże Ci wiele rzeczy przypomnieć, a gdy macie okazję razem z zespołem coś wspólnie zrobić, posiedzieć i spędzić czas, to jakaś dziewczyna zwraca na siebie ich uwagę.
Tancerz zmarszczył brwi i spojrzał na mnie pytająco.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Zazdrość to naturalna reakcja, ale musisz pamiętać, że oni nie należą tylko do Ciebie.
Hoya aż rozchylił usta, słysząc moje stwierdzenie.
- Czekaj... myślisz, że... że ja... - tu zawiesił głos i aż wskazał na siebie palcem.
- Tak, jesteś zazdrosny o swoich kolegów. Bo spędzają czas tutaj ze mną, zamiast z Tobą.
Chłopak nie potrafił wydusić z siebie słowa, jedynie wpatrywał się we mnie w milczeniu, jakby to co mówiłam nadal do niego nie docierało.
- Masz rację. Jestem zazdrosny. - powiedział po dłuższej chwili milczenia i odwrócił wzrok.
Uniosłam dłonie w geście "mówiłam" i wzruszyłam ramionami.
- Posłuchaj, daj nam jeszcze chociaż pół godziny. Sprawili mi miły gest i choć nienawidzę niespodzianek, to chciałabym jeszcze odrobinę pocie...
- Ale nie o nich jestem zazdrosny. - przerwał mi nagle chłopak.
Stałam tak z lekko rozchylonymi ustami, mrugając parokrotnie powiekami. Patrzyłam na niego, jak wryta i pewnie musiałam mieć też bezcenną minę.
- W-więc... więc o ko... - urwałam, widząc jak jego wzrok pada na mą osobę dokładnie w momencie, gdy zaczęłam mówić.
Wpatrywaliśmy się w siebie w kompletnej ciszy. Próbowałam zrozumieć, co właśnie się tu stało, a on wydawał się liczyć, że pociągnę tę rozmowę dalej.
- Co...? Ale cze...
Nie zdołałam dokończyć wypowiedzi, bo drzwi sali otworzyły się, a do środka wparował Sunggyu, mając za sobą dwóch kolegów.
- Czas minął. - powiedział znacząco.
Hoya pokiwał głową i wzruszył ramionami.
- I dobrze. I tak nie byłoby tu nic więcej do powiedzenia. - skwitował i wyszedł.
Nie zgadzałam się z tym, co powiedział. Tu byłoby wiele do powiedzenia i przede wszystkim wiele do wyjaśnienia. Odprowadziłam go wzrokiem. Miałam w głowie mnóstwo pytań. Dlaczego był zazdrosny o mnie, skoro mnie nie pamiętał? A może to tylko nadzieja podsycała moją wyobraźnię?






~




Każdy kolejny dzień wydawał się taki jak zawsze. Hoya bywał opryskliwy i unikał ze mną kontaktu. Zupełnie, jakby nasza walentynkowa rozmowa nigdy nie miała miejsca. Uznałam wtedy, że ta jego ukryta insynuacja była jedynie wytworem mojej wyobraźni, nic poza tym.
Dni mijały nieubłaganie. Po lutym nastał marzec (szok, nie?), wiosna powoli budziła wszystko do życia. Rośliny, ptaki i pogodę, a także ludzi - zmęczonych wcześniej panującym zimnem.
Urodziny Nali nie przebiegły tak przyjemnie, jak impreza Vicky. Daeryong postanowił wyskoczyć z informacją o ich powrocie do Chin i tym samym o zerwaniu kontraktu z wytwórnią. W dodatku Nala miała zaledwie kilka dni na spędzenie czasu z Soryongiem.
Bolało mnie to, jak zrozpaczona była. To już drugi związek, któremu dała szansę i znów okazał się katastrofalny w skutkach, choć i tym razem nie z jej winy. Każdej nocy słyszałam łkanie dobiegające z jej pokoju i za każdym razem, gdy stawałam pod jej drzwiami, dłoń zatrzymywała się w połowie drogi do drewnianych wrót. Nie potrafiłam tak po prostu wejść i z nią porozmawiać. Wiedziałam, że musi sobie wszystko sama poukładać, po swojemu.
Zmierzyć się z nową i bolesną sytuacją.
Myślałam, że w końcu pokłady łez dobiegną u niej końca, umysł i serce pogodzą się z rozstaniem i pożegna swego ukochanego promiennym uśmiechem.
Znów los okazał się przewrotny, a wszystko miało miejsce w dniu wylotu chłopaków do Chin.





~





Chcieliśmy im zrobić niespodziankę. Nie mogliśmy wparować na lotnisko wielką grupą, więc docieraliśmy na miejsce kilkoma małymi grupkami, spotykając się ostatecznie przy bramkach, gdzie bliźniacy czekali na swoją kolej.
Soryong był uradowany, od razu przytulił do siebie Nalę. Miałam wrażenie, że ściśnie ją aż za mocno, wręcz na placek. A "plaskata" nam się nie przyda.
Całe pożegnanie wydawało się przebiegać jak każde inne. 
Do czasu.
- Jeszcze raz dzięki, że przyjechaliście nas pożegnać. Nie musieliście. - powtórzył po raz kolejny Soryong, wyraźnie wzruszony naszym gestem.
- Może nie spędzaliśmy ze sobą jakoś dużo czasu ale wciąż byliście dla nas jak część rodziny. - odparł Dongwoo z szerokim uśmiechem.
- Rodzina, ha...? - powtórzył cicho Daeryong i uśmiechnął się poprzez uniesienie prawego kącika ust. Ten uśmiech nie wróżył jednak nic dobrego. 
Vicky i Sungjong pokiwali energicznie głowami w odpowiedzi na jego pytanie, uznając je za całkowicie zwyczajne.
- Rodzina nie powinna mieć przed sobą sekretów, prawda? - spytał Daeryong i zerknął na mnie.
Zamrugałam zaskoczona. Nie zdążyłam jednak odpowiednio zareagować. A może gdybym zrozumiała, co miał na myśli... sprawy potoczyłyby się inaczej.
Kyane zmarszczyła brwi wyczuwając dziwny ton głosu przemawiającego mężczyzny.
- Więc przed wyjazdem, powinienem wam się do czegoś przyznać. - powiedział nieco głośniej, by każde z nas zwróciło na niego uwagę. Wsadził dłonie w kieszenie swych spodni i z aroganckim uśmieszkiem kontynuował. - To ja porwałem Angie. Ja byłem jej stalkerem.
Otworzyłam szeroko oczy zszokowana. Nie sądziłam, że wprost wszystkim powie to, co ja próbowałam ukryć. 
- A jednak. - szepnęła Kyane, niezbyt zdziwiona. 
Zerknęłam na nią kątem oka. Moja menadżerka najwyraźniej już wcześniej nabrała podejrzeń, zwłaszcza gdy nie chciałam zgłaszać sprawy na policję. 
- Kiedy wy spędzaliście walentynki, ja trochę powęszyłam. Byłeś na liście moich podejrzanych, chociaż miałam nadzieję, że to tylko głupia i bezpodstawna teoria... - wyjaśniła Kyane.
Wszyscy byli zszokowani, bowiem nikt go nie podejrzewał.
- Ty... Ty...! 
Spojrzałam na Myungsoo, którego złapał Sungyeol. Po raz pierwszy chyba widziałam Visuala chcącego rzucić się na kogoś z pięściami. Sunggyu zacisnął dłonie w pięści, próbując nad sobą zapanować. 
Daeryong zaśmiał się najwyraźniej uradowany konsternacją w jaką wprowadził swych towarzyszy. W tej sytuacji najgorsze było to, że jego brat milczał ze spuszczonym wzrokiem, wbitym w podłogę. Nala od razu to zauważyła i przyjrzała mu się z niepokojem. 
- Soryong, Ty... Ty wiedziałeś...? - spytała ledwo słyszalnie.
Głos jej się łamał.
Mężczyzna skrzywił się zażenowany i powoli pokiwał głową.
- Tak, ja... powiedział mi, ale ja wcale nie...
- Jak długo? - przerwała mu Nala z wyraźnym wyrzutem w głosie.
- Nala, ja....
- Jak. Długo. - wycedziła moja przyjaciółka przez zaciśnięte zęby.
Soryong milczał chwilę. Nie wytrzymał jednak długo pod naciskiem jej wzroku i westchnął cicho. 
- Od połowy stycznia.
PLASK.
Ten dźwięk odbił się echem po wielkiej hali. Głowa Soryonga była obrócona w bok, a dłoń Nali uniesiona. Spoliczkowała go.
- Jak mogłeś... zdajesz sobie sprawę z tego co zrobił? 
- Ja... wiem, że to było złe ale... nie mogłem go wystawić. To mój brat.
- Więc przemilczałeś całą prawdę, spędziłeś ze mną niewinnie Walentynki, żegnałeś ze łzami w moje urodziny a potem... potem zamierzałeś wyjechać z tą tajemnicą z kraju? Jak mogłeś?!
Emocje zawładnęły moją przyjaciółką. Jej ciało drżało, dłonie zacisnęły się w pięści. Podeszłam do niej zaraz kładąc rękę na jej ramieniu. Nala drgnęła mimowolnie i choć wiedziała, że tego nie lubię, przytuliła się do mnie. Nie byłam fanką takich gestów, zawsze budziły we mnie poczucie niezręczności ale w tej sytuacji nie zamierzałam się odsuwać. Wręcz przeciwnie, objęłam ją mocno wiedząc, że tego potrzebuje. Zaraz dołączyła do nas Vicky, którą czerwonowłosa przytuliła do siebie, uśmiechając się do niej i dziękując cicho. 
Kolejny dźwięk rozległ się po hali. Był to jednak cios wymierzony w Daeryonga. Spojrzałyśmy na niego, trzymającego się za szczękę. Z nosa ciekła mu krew. Przed nim stał Hoya, próbujący złapać oddech, w pozycji wcześniej zrobionego zamachu.
- Dawny ja na pewno by to zrobił. - mruknął jedynie.
Nikt nie zadawał pytań.
Był to ostatni raz, gdy widzieliśmy Dragon Twins i wbrew naszym założeniom, nie należało to do najlepszych pożegnań.





~





Minął miesiąc od ich wyjazdu. Nala próbowała żyć dalej, tak jak my wszyscy. Nie było jej jednak łatwo, czułam to. Nikt nie chciał rozmawiać na temat bliźniaków i tego co się wydarzyło. W marcu ominęły nas urodziny Howona. Stwierdził, że po tym wszystkim odechciało mu się świętować czegokolwiek. Impreza urodzinowa Sunggyu też stała pod znakiem zapytania.
Miały się odbyć już za kilka dni.
Podniosłam się spod ściany pod którą siedziałam i wzięłam głęboki oddech.
Dość tego.
Wyszłam z pokoju, a potem i z apartamentu. Ruszyłam na piętro wyżej, do chłopaków. Chciałam przerwać tę nieprzyjemną aurę, która emanowała od każdego z nas. Musieliśmy rzucić to w niepamięć, nawet jeśli bolało i żyć dalej.
Urodziny Gyu były idealną okazją do takiego przełomu.
Weszłam do ich apartamentu nie pukając i okazało się to (niekulturalne ale) całkiem owocnym pomysłem. Zastygłam w bezruchu po zrobieniu zaledwie kilku kroków w stronę salonu. Z oddali usłyszałam głos Sunggyu i Howona. Dobiegały z pokoju tancerza.
Zaczęłam nasłuchiwać.




- Masz w końcu podjąć decyzję. Wszyscy mamy dość Twojego zachowania i tego, jak traktujesz Angie. - mruknął lider.
Raper prychnął w odpowiedzi.
- Nagle wszyscy bronią jej jak waleczne lwice swego samca alfa. A ponoć źle was traktowała? No jak traktowała Ciebie? Ile nerwów Cię kosztowała?
- Nadal kosztuje... - przyznał cicho Gyu.
- Więc widzisz. Nie miej do mnie pretensji, skoro sobie zasłużyła.
- Ogień zwalczaj ogniem? W tej sytuacji ta taktyka się nie sprawdzi. Wiesz, że Angie prędzej się zamknie w sobie, niż... - tu lider zawiesił na moment głos. - A. No tak. Nie wiesz. Nie pamiętasz, jaka jest i jak się z nią postępuje. Szkoda, bo ze wszystkich miałeś najlepsze podejście. Nie licząc oczywiście Nali i Vicky.
Hoya parsknął śmiechem.
- Jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić.
- Posłuchaj, masz podjąć decyzję. Nie zamierzam tak stać z boku i patrzeć jak ją ranisz. Nie obchodzi mnie, czy ją pamiętasz czy też coś Ci świta w  głowie. Nie wycofałem się po to, byś tak postępował. A usunąć się w cień nie było łatwo.
- A kto Ci kazał? - odparował Hoya.
- Rozsądek. - warknął lider przez zaciśnięte zęby. - Nie zrezygnowałem, bo chciałem. Zrobiłem to, bo wiedziałem, że tak będzie dla niej lepiej. Kiepski był ze mnie materiał na partnera, zwłaszcza dla niej. I choć niechętnie to przyznaję, pod tym względem ze mną wygrałeś.
Nastała chwila ciszy. Aż wstrzymałam oddech stojąc w przedpokoju i nasłuchując.
- Jesteś pewien, że zrezygnowałeś? - spytał nagle Hoya, przerywając milczenie. Jego głos zmienił nagle swą tonację. Był łagodniejszy.
- Oficjalnie, tak.
Hoya zaśmiał się znów, choć tym razem weselej. Oczami wyobraźni widziałam, jak kiwa głową na boki rozbawiony.
- Nieoficjalnie wciąż mi na niej zależy i nie będę tego przed Tobą ukrywał. Dlatego mówię Ci wprost, tu i teraz. Jeśli dalej będziesz tak postępował... znów o nią zawalczę.
Słyszałam jak Hoya wzdycha ciężko.
- Mówisz tak, jakbym to ja zamierzał wciąż o nią walczyć.
- A tak nie jest?
- Nie sądzę.
- Więc dlaczego nadal masz jej zdjęcie na tapecie telefonu? Usuń je, jeśli już Ci na niej nie zależy. Jeśli nie pamiętasz, ile dla Ciebie znaczyła. Powiedz, że pass.
Znów ta dziwna chwila ciszy. I kolejny raz, przerwał ją tancerz.
- To ja straciłem pamięć. To ona powinna walczyć o mnie. Nie robi tego. Nie widzisz? Dostosowała się do sytuacji. Czeka aż całkowicie wymarzę ją ze swego serca.
- Więc jednak gdzieś tam jest... - skomentował to cicho Gyu, choć na tyle głośno, że dosłyszałam ten szept. - Angie... to skomplikowane stworzenie.
- Jak każda baba. - prychnął Hoya w odpowiedzi.
- Tak, to fakt. Ale Angie... to trochę inny gatunek. Uważa, że lepiej od siebie odsuwać ludzi, zwłaszcza gdy może ich ranić. Woli zaniechać bliskich relacji niż je potem stracić lub zaprzepaścić. Pewnie tego nie pamiętasz, ale... Pod tą twardą skorupą, znajdziesz pokłady wrażliwości. Trzeba dobrze poszukać. To Twoje słowa, wiesz? Ty mi to powtarzałeś.




Nie chciałam słuchać więcej. Ta rozmowa budziła we mnie sprzeczne emocje. Wolałam się ulotnić, nim ktoś by mnie zauważył. Bezszelestnie wydostałam się z apartamentu i choć starałam się wypchnąć z pamięci ich rozmowę, to wciąż o niej myślałam.
Gyu mnie mile zaskoczył. Próbował przejąć rolę Howona i nakierować go, chociaż jak sam twierdził, wciąż żywił do mnie jakieś uczucia. Tancerz z drugiej strony... coś ukrywał. Byłam tego pewna. Może w ruszeniu naprzód przeszkadzało zdjęcie w komórce, o którym wspomniał lider? Może gdyby je usunął lub zmienił... byłoby mu łatwiej i lżej?






~





Dwa dni później zespół miał jakieś plany względem urodzin Gyu. Udało mi się ich przekonać, że warto coś zmienić. Każdy dostał listę zadań i poszedł w swoją stronę. Z rozmów chłopaków udało mi się ustalić, że Hoya z powodu bóli głowy został dłużej w dormie.
To była moja szansa.
Postanowiłam złożyć mu wizytę, gdy tylko miałam pewność, że przebywa tam sam. Po wejściu do środka, od razu przeszłam do salonu gdzie siedział na kanapie. Nie zwrócił na mnie uwagi, potraktował jak powietrze, ale to mi nie przeszkadzało. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na stoliku zauważyłam leżący telefon. Musiał należeć do Howona.
- Hej! Co Ty wyprawiasz?! - krzyknął, gdy zobaczył co znalazło się w moich rękach.
- Porządki, które powinieneś zrobić sam. - skwitowałam.
To był moment, w którym tancerz ruszył w moją stronę. W ostatniej chwili zdążyłam mu uciec i przemknąć za kanapę.
- Oddawaj to!
- Nie ma mowy!
Przekrzykiwaliśmy się tak przez dłuższy moment, jednocześnie ganiając się wokół kanapy - raz w jedną, raz w drugą stronę.
- Zamierzam usunąć to przeklęte zdjęcie! - krzyknęłam stając znów za kanapą.
Hoya fuknął niezadowolony i przeskoczył zaraz przez dzielący nas mebel. Zaskoczona zrobiłam kilka kroków w tył, jednak zdążył mnie złapać za ramię i wyrwać komórkę z mojej ręki.
- Odbiło Ci?! Myślisz, że zmiana tapety w moim telefonie cokolwiek zmieni?
- Tak! Chcesz mnie zapomnieć! Nie chcesz słyszeć o tym co mogło nas łączyć! Ciągle powtarzasz jaka jestem irytująca i jak bardzo masz mnie dość! Zmiana tej tapety to pierwszy krok do zapomnienia o mnie! Skoro Ty nie masz odwagi tego zrobić, ja Ci pomogę!
Po tych słowach spróbowałam sięgnąć po telefon, jednak Hoya wyciągnął ponad mnie rękę.
- Więc chcesz bym o Tobie zapomniał? - spytał obserwując mnie uważnie.
- Oczywiście, że nie! - zawołałam, może nawet zbyt gwałtownie. Speszona swą reakcją, aż zrobiłam krok w tył, jednocześnie wyślizgując ramię z uścisku mężczyzny. - To ostatnie czego bym chciała... wolałabym byś przypomniał sobie o tym co nas łączyło, ale jednocześnie... - tu spuściłam wzrok zmieszana. - Nie chcę byś cierpiał.
- Huh? - wydukał Hoya zdezorientowany, jednocześnie unosząc brew w pytającym geście.
Westchnęłam cicho.
- Zraniłam Cię nieraz. Nie tylko Ciebie... Zobacz, co zrobiłam Daeryongowi... Odrzuciłam Gyu... A Ty... Tyle razy próbowałeś do mnie dotrzeć, ciągle uparcie do mnie dążyłeś, a ja... ja ciągle uciekałam i nadal to robię. Nie zasługuję na Ciebie. Powinieneś ulokować swe uczucia w kimś tego wartym. Ja... nie należę do tych osób.
Zamknęłam oczy. Z jednej strony czułam ulgę, że powiedziałam wprost, co myślę. Z drugiej... czułam się okropnie zawstydzona. Takie wyznania były moją piętą achillesową i przeważnie wszystko miało miejsce pod wpływem emocji, tak jak teraz.
Hoya przyglądał mi się dłuższą chwilę w milczeniu, aż w końcu westchnął i poczochrał się po głowie.
- Ale z Ciebie jedna wielka wybuchowa mieszanka absurdów i hipokryzji. - stwierdził cicho, choć zaskakująco łagodnie.
Spojrzał na telefon trzymany w dłoni.
- Nie chcę usunąć tego zdjęcia. Nie umiem tego zrobić. - wyjaśnił nagle.
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Jakiś wewnętrzny głos... może moje dawne ja... nie pozwala mi na to. A próbowałem, uwierz. Nie raz, nie dwa. Ale nie da się. Po prostu się nie da.
Zarumieniłam się delikatnie. Poczułam się dziwnie zakłopotana.
- Więc jeśli myślisz, że takim zachowaniem mi pomożesz... to jesteś w błędzie.
Nastała niezręczna cisza.
- Ale masz. - powiedział nagle Hoya wyciągając w moją stronę komórkę. - Jeśli uważasz, że to pomoże... spróbuj. Pozostawię tę decyzję Tobie.
Patrzyłam niepewnie na telefon. Ostrożnie odebrałam go od chłopaka i odblokowałam ekran. Moim oczom ukazał się ekran główny i faktycznie, było tam moje zdjęcie. Wyglądało na fotkę promującą jakąś dramę. Świadczył o tym strój, który miałam tam na sobie i mój uśmiech. Sesje zdjęciowe to były jedyne momenty, gdy uśmiechałam się do zdjęć.
Nie wiedziałam, że Hoya miał taką tapetę. Jak długo ją miał? Drama była jedną z pierwszych, w której zagrałam, więc...
Powoli pokręciłam głową.
- Nie zrobię tego.
Hoya uniósł brew w pytającym geście.
- Powinnam. Nadal tak uważam. I z jednej strony wolałabym to zrobić, ale z drugiej... - zawiesiłam na moment głos i uśmiechnęłam się delikatnie. - Jakoś cieszy mnie myśl, że miałeś moje zdjęcie na tapecie i wolałbyś je tam pozostawić... niezależnie od powodu.
Tancerz zamrugał zaskoczony po czym zaśmiał się, wyjątkowo pogodnie.
- N-no co? - spytałam speszona i jednocześnie obruszona.
Hoya pokiwał głową i zamachał dłonią.
- Czasami bywasz naprawdę urocza. - stwierdził rozbawiony.
- Och... Dzię...
- A potem zaczynasz znów mówić i czar pryska.
- HA?!
Tancerz zaśmiał się jeszcze dźwięczniej, gdy zobaczył moją poirytowaną minę.
Całą tę sielankę przerwał dźwięk telefonu, który trzymałam w dłoni. Ktoś dzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz i zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
"Hoya Hyung"
Dlaczego Hoya miałby dzwonić sam do siebie i jakim cudem, kiedy ja trzymałam jego telefon, a on sam stał przede mną?
Nie pytając nawet o pozwolenie, odebrałam połączenie.
- Hoya Hyung! Jak dobrze, że zostałeś w domu! Ostatni raz bierzemy te same telefony w sieci komórkowej, bo oferta jest tańsza. Znowu pomyliłem komórki! - zawołał od razu Myungsoo po odebraniu połączenia. - Będę za kilka godzin, więc wytrzymaj proszę z moją komórką. Dobra?
Powoli odsunęłam telefon od ucha, nie reagując na dopytania ze strony chłopaka po drugiej stronie połączenia. Ostatecznie wcisnęłam czerwoną słuchawkę i zakończyłam rozmowę, o ile tak mogłam to nazwać.
- Co się stało? Kto dzwonił? - dopytał Hoya, widząc mój wyraz twarzy.
Pokręciłam przecząco głową i oddałam mu komórkę, wręcz wcisnęłam w dłonie.
- M-muszę iść. Mam sporo zadań w związku z imprezą urodzinową Gyu, więc...
Nie dokończyłam wypowiedzi. Skinęłam głową w geście pożegnania i wyszłam z apartamentu, nim Hoya zdołałby mnie o cokolwiek dopytać. Żwawym krokiem szłam przez hotelowy korytarz. Nie podobały mi się wnioski do których dochodziłam, a jednak wszystkie pytania gorączkowo analizowałam i każde skłaniało mnie do jednego podstawowego, na które bałam się poznać odpowiedź.
Dlaczego Myungsoo miał moje zdjęcie na tapecie telefonu?
Co gorsza, następne dni miały przynieść więcej pytań i szokujących wydarzeń i to nie tylko w moim życiu, ale i u siostry, Nali i Kyane.







Po pierwsze  - jak zawsze przepraszam za tak ogromne przerwy w pisaniu. 
Dorosłe życie to udręka pod względem czasu, weny i wszystkich wpływających na to czynników Q__Q

Po drugie - przepraszam za wszelkie błędy, ale miałam długą przerwę w pisaniu i przy moim zmęczeniu, brakło mi sił na trzecią korektę. Literki już mi się mieszają przed oczami, więc wrócę na pewno do potrzebnych poprawek @____@

Po trzecie - dziękuję tym, którzy nadal pamiętaj o tej serii i wciąż tu zaglądają od czasu do czasu z nadzieją na nowy rozdział. Zapewniam, że mimo dłuuuugich przerw, zamierzam tę historię skończyć! Jeśli coś miałoby się zmienić (choć wolałabym nie) na pewno was o tym poinformuję!


Życzę miłego wieczoru/dnia/popołudnia - w zależności od pory, w której tu zajrzycie! <3