- Hyung... Może usiądziesz...? - zagadnął maknae najstarszego.
Lider chodził po salonie wte i wewte, ze splecionymi za plecami dłońmi. Niecierpliwił się.
- Właśnie, na pewno niedługo się zjawią. - zapewnił Sungyeol, choć sam powątpiewał w swoje słowa.
- Nie ma ich już dwa dni. A koncert jutro wieczorem. Jak mamy trenować bez Howona? - spytał Woohyun.
- A co z Angie? Ona też miała się pojawić i co? I nic. - odparł Myungsoo, który siedział na kanapie wraz z Nalą. Obejmował ją szczelnie ramieniem, wiedząc jak martwi się o swoją przyjaciółkę.
W pewnym momencie Sunggyu zatrzymał się przy ścianie i uderzył o nią pięścią, zaciskając zęby.
- Cholera, gdybym wiedział, nie dopuściłbym do takiej sytuacji... - warknął.
- Nie obwiniaj się. - zaprotestował szybko Dongwoo.
- Każdy z nas wie, jaka jest Angie, nie ma co się obwiniać. Na pewno znajdzie rozwiązanie. - zapewniła Nala, chcąc im jakoś dodać otuchy, tak jak i samej sobie.
- Musimy ją znaleźć. - szepnął Sunggyu podchodząc do drzwi wyjściowych. - Choćby nie wiem co.
- Hyung, pamiętasz o Howonie? - zagadnął Woohyun, patrząc na niego znacząco.
Mężczyzna nacisnął klamkę i otworzył drzwi.
- Tak. - odparł i wyszedł, zostawiając zgromadzonych w ciszy.
- Czasem obawiam się, że on zapomina, kim Hoya jest dla nas wszystkich. - szepnął zasmucony Dongwoo.
- Traktuje go jak rywala. - wtrącił Woohyun.
- Bo nim jest. - skwitował Myungsoo, po czym syknął, czując lekkie szturchnięcie ze strony Nali. Spojrzał przepraszająco na dziewczynę, która obserwowała go z politowaniem. - No ale to prawda. Robi za ostrą konkurencję.
- Słuchajcie, to prywatne sprawy między tamtą trójką, a nie wasze. - odparła dziewczyna.
- Jesteśmy rodziną, więc to także nasz problem. - powiedział Sungyeol ze stanowczością w głosie.
Stylistka westchnęła i spuściła głowę ze zrezygnowaniem. Z taką przewagą liczebną to ona sobie nie poradzi.
- Zauważyliście, jak Angie zachowuje się w stosunku do Howona? I jak różne jest to od tego, co o nim naprawdę myśli? - zagadnął Woohyun po chwili ciszy.
Wszyscy skinęli głowami, choć nie byli do końca pewni, do czego zmierza wokalista.
- Wiadomo, że go lubi, no znamy tę zasadę, na której opiera się ich relacja, ale... Mimo, że go lubi, to zawsze go odpycha i jest wredna, a w stosunku do Sunggyu jest miła i łagodna. - napomknął, a widząc uniesione brwi kolegów, postanowił się szybko poprawić. - No w każdym razie, traktuje ich zupełnie inaczej, a obu lubi.
Znów skinęli głowami.
- Tak sobie myślę, że... może ona robi to celowo? Może specjalnie tak miesza z błotem Hoyę?
Nala uniosła brwi w oznace zdumienia. Raz, że ktoś tak dziecinny jak on, doszedł do całkiem poważnego wniosku. Dwa, nie przyszło jej to wcześniej do głowy, a wydawało się całkiem logiczne.
- Sugerujesz, że...? - zagadnął Myungsoo, chcąc pojąć jego tok myślenia.
- Sugeruję, że ona chroni ich przyjaźń. - stwierdził z powagą w głosie główny wokal.
Nastała chwila ciszy. Obecni w apartamencie, zaczęli się zastanawiać nad tą kwestią.
- Gdyby obu traktowała tak samo miło, Sunggyu czułby się bardziej zazdrosny i co więcej, jego nienawiść do Howona wzrosłaby jeszcze bardziej, czyż nie? Cały czas widzi w nim rywala, Hoya przypomina mu o jego kompleksach i wadach, z którymi musi walczyć. Nie sądzicie, że ona w ten sposób stara się zachować ich relacje na jakimś normalnym poziomie zażyłości? Przecież, jeśli oni zaczną ze sobą walczyć na miarę zakochanych chłopaków... Infinite się rozpadnie. Co jeśli ona odtrąca ich obu, bluzgając na Hoyę, tylko po to, by ratować nasz zespół?
Cała ekipa patrzyła oniemiała na wokalistę. Sama Nala była w wielkim szoku, nie mogąc uwierzyć, że to właśnie ten dziecinny, wiecznie roześmiany Hyunnie opowiadał tak mądre rzeczy.
- Ano... A może Sunggyu też nie czuje się z tym dobrze?
Wszyscy spojrzeli w kierunku, skąd dobiegał ten niewinny i delikatny głos. Głos, który wcześniej nie brał udziału w konwersacji, a jedynie czekał na swoją kolej.
~
- Przypomnij mi, czyja to wina, że tu wylądowaliśmy?
- Twoja.
ŁUP.
- Ał! Ale to nie ja stwierdziłem, że jest jeszcze czas tylko-ał!
- Kto nie wziął kasy?
- Ty. Ej no!
- Kto nie ma telefonu?
- Rozładował mi się. A Tobie na cholerę telefon bez zasię-ej! No! Bo się zdenerwuję!
- Hmpf.
Odwróciłam głowę, krzyżując ręce na biuście.
Oboje siedzieliśmy w jakiejś opuszczonej szopie, a naszym jedynym światłem, były promienie słońca, które docierały do wnętrza przez pękniętą szybę w oknie.
- Powinieneś wziąć winę na siebie. - burknęłam obrażona.
- No nie zawsze będzie po Twojej myśli. Nie jestem Nalą i resztą Infinite, by Ci zawsze ulec. - odparł Hoya, wzruszywszy ramionami.
- Świnia.
- Podobno wulgaryzmy mogą się okazać całkiem podniecające. Niektórych to kręci. - to mówiąc, spojrzał na mnie znacząco.
Brew mi drgnęła, gdy czułam skupiony na sobie wzrok rapera.
- Khh. - prychnęłam.
- Każdy z nas wie, jaka jest Angie, nie ma co się obwiniać. Na pewno znajdzie rozwiązanie. - zapewniła Nala, chcąc im jakoś dodać otuchy, tak jak i samej sobie.
- Musimy ją znaleźć. - szepnął Sunggyu podchodząc do drzwi wyjściowych. - Choćby nie wiem co.
- Hyung, pamiętasz o Howonie? - zagadnął Woohyun, patrząc na niego znacząco.
Mężczyzna nacisnął klamkę i otworzył drzwi.
- Tak. - odparł i wyszedł, zostawiając zgromadzonych w ciszy.
- Czasem obawiam się, że on zapomina, kim Hoya jest dla nas wszystkich. - szepnął zasmucony Dongwoo.
- Traktuje go jak rywala. - wtrącił Woohyun.
- Bo nim jest. - skwitował Myungsoo, po czym syknął, czując lekkie szturchnięcie ze strony Nali. Spojrzał przepraszająco na dziewczynę, która obserwowała go z politowaniem. - No ale to prawda. Robi za ostrą konkurencję.
- Słuchajcie, to prywatne sprawy między tamtą trójką, a nie wasze. - odparła dziewczyna.
- Jesteśmy rodziną, więc to także nasz problem. - powiedział Sungyeol ze stanowczością w głosie.
Stylistka westchnęła i spuściła głowę ze zrezygnowaniem. Z taką przewagą liczebną to ona sobie nie poradzi.
- Zauważyliście, jak Angie zachowuje się w stosunku do Howona? I jak różne jest to od tego, co o nim naprawdę myśli? - zagadnął Woohyun po chwili ciszy.
Wszyscy skinęli głowami, choć nie byli do końca pewni, do czego zmierza wokalista.
- Wiadomo, że go lubi, no znamy tę zasadę, na której opiera się ich relacja, ale... Mimo, że go lubi, to zawsze go odpycha i jest wredna, a w stosunku do Sunggyu jest miła i łagodna. - napomknął, a widząc uniesione brwi kolegów, postanowił się szybko poprawić. - No w każdym razie, traktuje ich zupełnie inaczej, a obu lubi.
Znów skinęli głowami.
- Tak sobie myślę, że... może ona robi to celowo? Może specjalnie tak miesza z błotem Hoyę?
Nala uniosła brwi w oznace zdumienia. Raz, że ktoś tak dziecinny jak on, doszedł do całkiem poważnego wniosku. Dwa, nie przyszło jej to wcześniej do głowy, a wydawało się całkiem logiczne.
- Sugerujesz, że...? - zagadnął Myungsoo, chcąc pojąć jego tok myślenia.
- Sugeruję, że ona chroni ich przyjaźń. - stwierdził z powagą w głosie główny wokal.
Nastała chwila ciszy. Obecni w apartamencie, zaczęli się zastanawiać nad tą kwestią.
- Gdyby obu traktowała tak samo miło, Sunggyu czułby się bardziej zazdrosny i co więcej, jego nienawiść do Howona wzrosłaby jeszcze bardziej, czyż nie? Cały czas widzi w nim rywala, Hoya przypomina mu o jego kompleksach i wadach, z którymi musi walczyć. Nie sądzicie, że ona w ten sposób stara się zachować ich relacje na jakimś normalnym poziomie zażyłości? Przecież, jeśli oni zaczną ze sobą walczyć na miarę zakochanych chłopaków... Infinite się rozpadnie. Co jeśli ona odtrąca ich obu, bluzgając na Hoyę, tylko po to, by ratować nasz zespół?
Cała ekipa patrzyła oniemiała na wokalistę. Sama Nala była w wielkim szoku, nie mogąc uwierzyć, że to właśnie ten dziecinny, wiecznie roześmiany Hyunnie opowiadał tak mądre rzeczy.
- Ano... A może Sunggyu też nie czuje się z tym dobrze?
Wszyscy spojrzeli w kierunku, skąd dobiegał ten niewinny i delikatny głos. Głos, który wcześniej nie brał udziału w konwersacji, a jedynie czekał na swoją kolej.
~
- Przypomnij mi, czyja to wina, że tu wylądowaliśmy?
- Twoja.
ŁUP.
- Ał! Ale to nie ja stwierdziłem, że jest jeszcze czas tylko-ał!
- Kto nie wziął kasy?
- Ty. Ej no!
- Kto nie ma telefonu?
- Rozładował mi się. A Tobie na cholerę telefon bez zasię-ej! No! Bo się zdenerwuję!
- Hmpf.
Odwróciłam głowę, krzyżując ręce na biuście.
Oboje siedzieliśmy w jakiejś opuszczonej szopie, a naszym jedynym światłem, były promienie słońca, które docierały do wnętrza przez pękniętą szybę w oknie.
- Powinieneś wziąć winę na siebie. - burknęłam obrażona.
- No nie zawsze będzie po Twojej myśli. Nie jestem Nalą i resztą Infinite, by Ci zawsze ulec. - odparł Hoya, wzruszywszy ramionami.
- Świnia.
- Podobno wulgaryzmy mogą się okazać całkiem podniecające. Niektórych to kręci. - to mówiąc, spojrzał na mnie znacząco.
Brew mi drgnęła, gdy czułam skupiony na sobie wzrok rapera.
- Khh. - prychnęłam.
Zamilkłam, nie mając zamiaru z nim rozmawiać. Co za bałwan z niego? Jakim cudem takie chodzą po świecie poza okresem zimowym? Tss.
Ciszę przerwało burczenie, które wydobyło się wprost z mojego brzucha. Z tego wszystkiego, zapomniałam, że dziś jeszcze nie zdążyłam nic zjeść.
- Jesteś głodna? - zagadnął Hoya nieco zdziwiony, a zarazem zmartwiony. - Jadłaś coś dzisiaj?
Nie odpowiedziałam, uznając, że wciąż przecież jestem na niego zła.
- Hej, to nie pora na żarty, jadłaś coś czy nie? - zapytał nieco poważniejszym tonem.
- Nie...? - odparłam od niechcenia, niezbyt przekonująco.
Usłyszałam ciche westchnienie ze strony chłopaka, a potem dziwny szmer. Odwróciłam się i zamrugałam zaskoczona, widząc jak nakłada czapkę na głowę, zasłaniając daszkiem część twarzy. Poprawił kurtkę, przeciągnął się niczym przed treningiem i ruszył w kierunku drzwi.
- E-ej! Chwila! Dokąd to?! - zawołałam za nim.
Hoya zatrzymał się i spojrzał na mnie, uśmiechając się ciepło.
- Niedługo wrócę. Zostań tu, dobrze? - poprosił grzecznie.
- Pfffffff. Nie!
- Proszę Cię. Zostań. Tu będziesz bezpieczniejsza, a i cieplej Ci będzie po zmroku. - dodał prawie, że błagalnie.
- Po zmroku? To kiedy Ty...
- Wrócę. Tego możesz być pewna. - skwitował uśmiechnąwszy się czule i wyszedł z szopy, zostawiając mnie samą sobie.
Zrobiło się dziwnie cicho. Nie znosiłam tego. Nie potrafiłam w niej długo wytrzymać. Jakkolwiek bym się nie starała, zawsze kończę pogrążona we własnych myślach, osamotniona ze wszystkim, co mnie trapi.
Właściwie, jak się tu znaleźliśmy? Czy to moja wina, czy też jego, a może oboje zawiniliśmy?
"Ja pierdole, co z niej za dupa wołowa. Nie mogła od razu sama wziąć swoich rzeczy? Albo nie mogli ich odesłać do Polski? Pokryłabym ten zasrany koszt. A teraz co? Muszę zmieniać kierunek i zamiast zostać w Londynie, to ja z lotniska zapierdzielam do Brighton, bo jakże inteligentni koledzy, odebrali Vicky, ale nie jej walizkę."
Z takimi rozmysłami, szłam wybrukowanym chodniczkiem, prowadzącym do domu mojej cioci.
"Cóż, przynajmniej ją wzięli. Równie dobrze, mogli pomylić Vicky z walizką."
Stanęłam przed drzwiami i już chciałam zapukać, gdy usłyszałam ciche miauknięcie. Obok mnie siedział szarobury kot, ogromnej postury. Nie oszukujmy się, ale jak na domowego kociaka, to on był ogromny - wielkości młodego kundla. Siedział na tyłku, z wysuniętą na bok łapą.
- Zbychu? Nie mogę Cię wpuścić, bo mnie Tomek zabije. Masz tam małe wrota do swej siedziby. - to mówiąc, kucnęłam i wskazałam na mały otwór w drzwiach.
Znowu te ciche "miau".
Westchnęłam ze zrezygnowaniem.
"Mam za dużą słabość do tych stworzeń."
- No patrz, przecież zamknięte. - szarpnęłam za klamkę i pchnęłam. - Jak mam Cię wpu-e? - zamilkłam, bo drzwi uchyliły się, wpuszczając kota do środka.
"Ktoś jest w domu? Ale jak to?" pomyślałam zdziwiona i wstałam, od razu wchodząc do wnętrza mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi i zamrugałam, stanąwszy w przedpokoju. Przede mną było wejście do kuchni, a przy kuchence elektrycznej, kręcił się mężczyzna. I pewnie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że jedyne co miał na sobie, to ręcznik owinięty wokół talii.
- Co... jest... grane...? - wydukałam zszokowana, wpatrując się w jego gołe plecy.
Chłopak chyba usłyszał mój głos, bo obrócił się ku mnie, ukazując dobrze zarysowane mięśnie brzucha, a także idealnie białe zęby, co poprzedził obdarzając mnie uroczym uśmiechem.
- Angie, cześć! Zaskoczyłaś mnie! - zawołał wesoło, zupełnie nie przejmując się zaistniałą sytuacją.
Poruszyłam niemo ustami, chcąc coś powiedzieć, ale troszkę mnie rozpraszał. Zamknęłam oczy i zaczęłam się trząść, czując narastającą we mnie irytację.
- Lee Ho Won! Ty zboczeńcuuu~! - wrzasnęłam i spojrzałam na niego z mordem w oczach.
- Spo-spokojnie. Ja tylko chciałem Ci zrobić niespodziankę i... - zawiesił głos, bo gdy zrobił krok w moją stronę, poczuł dziwny chłód w dolnych partiach ciała.
Ręcznik zahaczył o rączkę szuflady i został przy niej, ogołacając tancerza. Zrobiłam wielkie oczy i zaraz je zamknęłam, zasłaniając jeszcze rękoma.
- Hoyaaaaa! - wrzasnęłam poirytowana. - To nie czas na odgrywanie scen z dramy!
- To nie moja wina, ał!
Chłopak złapał się za głowę, w którą właśnie oberwał zwiniętym w kulkę szalikiem. Zaczęłam rzucać w niego wszystkim co miałam pod ręką: rękawiczki, czapka, dwie paczki chusteczek, paczuszka tic-taców, cukierki, aż w końcu ciepnęłam torbą, z której wszystko wcześniej zdążyłam wyjąć.
Jedyne czego tancerz nie uniknął, to tic-taci, którymi oberwał w czubek nosa, a także torba, którą zdołał przytrzymać przy swym brzuchu.
- Już! Wystarczy! - zawołał i poczułam jak silne dłonie zaciskają się na mych nadgarstkach.
Nie miałam zamiaru otwierać oczu, nie w takiej sytuacji, ale nie było też opcji, bym dała się tak powstrzymać.
- Puszczaj mnie! - zawołałam, próbując się wyszarpać.
- Nie! Najpierw się uspokój!
- Dzień dobry kurwa! - wtrącił wesoły męski głos, w dodatku w języku polskim. Usłyszałam trzask drzwi.
- Co jest kurwa? - dodał głos.
Od razu otworzyłam oczy i obróciłam się, by napotkać niezadowolony wzrok kuzyna, który pewnie wrócił z zajęć. Wysoki chłopak, z wygolonym łbem,często udający głupka, w rzeczywistości będącym inteligentną osobą.
- Co to kurwa za ekshibicjonista?! Zrobił Ci coś? Ale masz teraz wpierdol gnoju! - zawołał zdejmując plecak i podwijając rękawy bluzy.
- Łaaa! Czekaj! Nie! To nie tak jak myślisz! - krzyknęłam spanikowana, próbując się szybko wyszarpać z uścisku. - Puść mnie, bo inaczej go nie powstrzymam. - dodałam poirytowana, kierując te słowa do rapera. Ten puścił moje dłonie i zaraz obróciłam się do kuzyna, próbując go zatrzymać.
- To nie tak, to przypadek! Owszem, lubi się rozbierać, to często podchodzi pod molestowanie mnie... - zaczęłam w języku polskim.
- Co kurwa?! - wrzasnął kuzyn, jeszcze bardziej wzburzony.
- Ty go uspokajasz, czy motywujesz do walki? - zagadnął Azjata, w swym ojczystym języku.
- Zamknij się. - warknęłam po koreańsku.
- Słuchaj, to mój bliski przyjaciel, chciał mi zrobić niespodziankę. I faktycznie w sumie zrobił, o mało zawału nie dostałam, ale w każdym razie z tego co widzę, to ktoś go tu wpuścił. - dodałam zwracając się do kuzyna.
- Niby kto? - odburknął.
Zadałam to pytanie Howonowi, a on odpowiedział, że ciocia.
- No tak, typowe. - mruknął Tomek i pokręcił głową. - Dobra, ale niech zasłoni tę dupę i tego ciulika, bo zaraz mu zajebię za spierdolenie dnia, aż się muszę przez to napić. Ja pierdole, zaraz mu chyba jednak zajebię. - klął mój wzburzony kuzyn.
- To idź kup browar. - zaproponowałam, wypychając go za drzwi domu.
- Ale ja zawsze mam bro...
- Ale nie ma coca-coli. Wiesz, że nie lubię pepsi. - powiedziałam robiąc smutną minkę.
Kuzyn popatrzył na mnie i westchnął cicho.
- Jesteś kochany, dziękuję. - dodałam uśmiechając się i delikatnie klepnęłam go po ramieniu.
Dopiero wtedy kuzyn wyszedł, usłuchawszy mojej prośby.
Odetchnęłam cicho.
- Wow, czy Ty właśnie zrobiłaś aegyo? - usłyszałam za sobą.
- Ubierz się w tej chwili. - warknęłam, nie odwróciwszy się w stronę Koreańczyka.
- Czemu? Ja tam w sumie lubię nago połazić. Skóra oddycha i w ogóle...
- Zaraz stracisz coś więcej niż zęby i zostaniesz eunuchem do końca życia.
- Najpierw wypróbuj, a potem podejmuj decyzję czy warto ucinać.
- Lee Ho Won!
- No dobra, już dobra, idę.
Westchnęłam cicho i pokręciłam głową.
Okej, chciał mi zrobić niespodziankę, rozumiem, ale w taki sposób? Co on chciał, żebym zawału dostała? Żebym umarła nim powiem dzień dobry rodzinie? Czy może miał akurat chętki na masochistyczne zabawy, bo miałam wielką ochotę go rozszarpać.
A pro po. Długo już go nie było.
Spojrzałam na okno, za którym powoli robiło się coraz ciemniej. Samo pomieszczenie wydało się bardziej ponure i chłodne. Potarłam swe ramiona czując zimny dreszcz.
A co jeśli on mnie zostawił? Co jeśli gdzieś go auto potrąciło, albo ktoś pobił, albo trafił do szpitala w krytycznym stanie? Albo się zgubił w tym wielkim mieście? Albo zapomniał o mnie? Albo...
Dolna warga zadrżała mi pod wpływem tych wszystkich myśli.
To nie byłoby podobne do Howona. Nie zrobiłby czegoś takiego celowo, więc możliwe, że to mu się stała krzywda. To było przecież kilka godzin, tyle czasu minęło odkąd wyszedł. A ja tu siedziałam sama. Zupełnie sama. Bez jedzenia, picia, ciepłego ubrania, światła, ogrzewania, bez kontaktu z ludźmi, z rodziną, nic.
- A co jeśli ja go więcej nie zobaczę...? - wyszeptałam nagle, nie wierząc, że ta myśl niepokoiła mnie najbardziej.
Drgnęłam, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam wzrok, spoglądając z nadzieją w ich kierunku. Do środka wszedł Hoya, trzymał w ręce jakiś worek, czapkę miał przekręconą na drugą stronę, a sam ciężko sapał, zupełnie jakby przebiegł długą trasę.
- Wróciłem. - powiedział wesoło i uśmiechnął się do mnie szeroko.
Nie obdarzyłam go radosnym okrzykiem. Zamiast tego z trudem powstrzymywałam się od negatywnych emocji.
- Hoya... - wyszeptałam wstając i podchodząc do niego.
Mężczyzna przyglądał mi się pytająco, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Ty idioto! Kretynie! Świnio! Ty pajacu! - krzyknęłam, uderzając piąstkami o jego tors.
Zaskoczony chłopak oparł się o wcześniej zamknięte drzwi i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Ale o co Ci...
- Nie było Cię kilka godzin! Myślałam, że się kretynie zgubiłeś i zespół mnie zabije! Że wytwórnia zatłucze mnie za to, że zniknąłeś gdzieś w Londynie! I zostawiłeś mnie tu samą! - krzyczałam poirytowana.
Spojrzałam na niego pod wpływem gniewu, choć w mych oczach kryła się odrobina smutku i może nawet ulgi.
Tancerz podrapał się w tył głowy i uśmiechnął przepraszająco.
- Byłaś głodna... - szepnął nagle.
- C-co? - wydukałam zaskoczona.
- Byłaś głodna. Pewnie i spragniona, a robiło się też chłodno. Potrzebne nam było kilka rzeczy, a byliśmy bez pieniędzy, więc... poszedłem na rynek i tańczyłem kilka godzin. Zarobiłem sporo kasy, więc starczyło na dwie świeże drożdżówki, kubki gorącej czekolady i niewielki koc jako okrycie. Niestety nie zarobiłem tyle, by mieć więcej. - powiedział, uśmiechając się ciepło.
Obserwowałam go z nieukrywanym zdumieniem. Dopiero teraz zauważyłam w jednej z jego dłoni worek, a w drugiej specjalny stojak z dwoma zamkniętymi kubkami gorącego napoju. Byłam pod wielkim wrażeniem, a zarazem źle się czułam z faktem, jak na niego naskoczyłam. Widziałam, że chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale już mnie to nie obchodziło. Nie myśląc więcej, złapałam go za materiał bluzy, szarpnęłam i przyciągnęłam do siebie w dół, by następnie złożyć na jego ustach pocałunek.
Odsunęłam się szybko, przysłaniając dłonią swe wargi. Zarumieniłam się, a widząc zdumiony wyraz twarzy chłopaka, poczułam się zawstydzona.
- Ja... Przepraszam, nie wiem co we mnie... - zawiesiłam głos, nie potrafiąc tego wytłumaczyć.
Odwróciłam się tyłem do Howona i wróciłam na swoje miejsce, usadawiając się plecami do niego.
- Czemu mnie...
- Uznałam, że zasłużyłeś. To kwestia... nagrodzenia za Twój wysiłek poświęcony dla mnie. To wszystko. - odparłam szybko, nie chcąc by przyszły mu jakieś głupie myśli do głowy.
- Ale dopiero co byłaś na mnie zła.
- Wciąż jestem.
- No ej.
Nie odpowiedziałam. Naprawdę nadal odczuwałam lekką złość, gdy przypominałam sobie powód, dla którego nie chciałam go widzieć do momentu rozpoczęcia koncertu. Ta jego dobroduszność i potrzeba dbania o mnie, wyprowadziła mnie z równowagi, stąd taka a nie inna reakcja. Jednak lekką złość odczuwałam. Zarówno na siebie, jak i na niego.
- No ej - powtórzył, lecz znów spotkał się z głuchą ciszą.
Westchnął i podszedł, kucając przede mną. Nie miałam zamiaru napotkać jego wzroku, więc obróciłam się zwinnie, by ponownie spotkał się z plecami.
- To był tylko występ. Wiesz, że na tym polega moja praca. - powiedział łagodnie, ze spokojem w głosie.
- Powiem Ci to samo, gdy będę się całować z jakimś innym aktorem niż Ty. - odparłam z cichym prychnięciem. Skrzyżowałam przy tym ręce na biuście i znów zamilkłam.
- Ej, nie mów tak. Uszanowałbym to, nawet gdybym miał wielką ochotę wrzucić tego typa do kosza z odpadkami i kopnąć na szczycie góry. - odparł i również ucichł na krótką chwilę, by w końcu ponownie przemówić. - To nawet nie był pocałunek, a poza tym... Hyuna mnie nie interesuje. Naprawdę.
Westchnęłam.
- Jak mogłeś mi nie powiedzieć? To były urodziny Dongwoo, a Ty odwalasz mi coś takiego?
- Jesteś zazdrosna?
Fuknęłam urażona, jednak w tej sytuacji nie było sensu zaprzeczać. Skoro rozmawialiśmy poważnie, dlaczego miałam teraz brnąć w swoje gierki i nie przyznać się do faktu, że tak się czułam. Poza tym, jego głos był na tyle ciepły i spokojny, że trudno było mi walczyć z szczerością jaka się we mnie nagromadziła.
- A Ty byś nie był? Na moim miejscu? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Obróciłam głowę w jego kierunku, napotykając parę ciemnych, lśniących oczu, wpatrujących się we mnie z czułością. Jego uśmiech sygnalizował zadowolenie, wiedziałam to.
- Byłbym. Zawsze jestem, gdy widzę Cię obok kolegów zespołu, zwłaszcza lidera. Jestem zazdrosny dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Zamrugałam zaskoczona. Te słowa wypowiedział z taką oazą spokoju w głosie. Nigdy nie zauważyłam, by tak się czuł, właściwie, nigdy mnie to nie obchodziło.
- To, że tego nie okazuję za każdym razem, nie znaczy, że tak się nie czuję. - dodał w gwoli wyjaśnienia, domyśliwszy się, dlaczego mnie to tak zdziwiło.
- O resztę zespołu? Niby czemu jesteś zazdrosny o resztę zespołu? Kiedy jakikolwiek powód do tego Ci dałam? - spytałam zdziwiona, z dość sceptycznym nastawieniem.
- Na przykład te Twoje słodkie rozmowy z Myungsoo, pełne przyjaźni. - odparł z lekkim oburzeniem.
Spojrzałam na niego unosząc brwi, po czym spuściłam nieco głowę, obserwując go z politowaniem.
- Serio? - zapytałam dla pewności.
- Kiedy będziecie wracać, upewnijcie się, że nie siedzicie zbyt blisko siebie. Nie możecie zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza po aferze randkowej. - poinstruowałam Nalę i jej nowego chłopaka.
Nowy chłopak.
Dziwnie to brzmiało w mojej głowie, zważywszy na to, że nie był to kandydat na męża, którego mogłabym chcieć dla przyjaciółki. Od zawsze stałam po stronie Woohyuna, a gdy sam wsparł Myungsoo, poczułam silniejszą aprobację jego względem. Niemniej jednak, akceptowałam wybór Nali. To moja przyjaciółka i dopóki jest szczęśliwa, dopóty będę cieszyć się jej szczęściem. Nawet, jeśli chce je dzielić z kimś takim jak on.
Nie myślałam o nim źle. Po prostu miał w sobie coś, co nie pasowało. Widząc ich razem, uśmiechniętych i czule na siebie spoglądających, radowało mi się serce. Nie przyznawałam się do tego, ale naprawdę miło się na nich patrzyło.
- Dzięki siostra. Jesteś najlepsza. - powiedział Myungsoo z uśmiechem.
Zmarszczyłam brwi robiąc poirytowaną minę.
- Jak Ci przyłożę zaraz w tę Twoją pijacką mor...
- Angie. - wtrąciła Nala ostrzegawczo.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę, powstrzymując się od komentarza.
- Cieszę się, że mam taką wspaniałą siostrę jak Ty. Umarł bym bez Ciebie. - powiedział rozanielony.
- No to pakuję manatki i spierdalam, by Ci łatwiej umierać było. - odparłam przez zaciśnięte zęby.
- Angie.
- No coooo?
Zamilkłam widząc znaczący wzrok przyjaciółki. Westchnęłam i stęknęłam w myślach.
"Czy nikt kurwa nie widzi, jak ja tu cierpię?"
- Będę się trzymał Twoich wskazówek, jednocześnie pilnując Nali, by mi gdzieś nie zniknęła. - zapewnił wokalista dumnie wypinając pierś.
Pokiwałam głową na znak zrozumienia i zgody, po czym nachyliłam się nad przyjaciółką.
- Pilnuj go, bo ten kretyn własną dupę by zgubił. - szepnęłam.
- Angie. - syknęła Nala.
Stęknęłam niezadowolona.
"Ja mam się odzwyczaić od wyzywania go? Od marudzenia, kwiczenia, jęczenia? Mowy nie ma, to tak jakbym miała przestać być sobą. "
Nala pokręciła głową z dezaprobatą.
Właściwie, przyzwyczaiła się już do tego, jakie były moje relacje z Myungsoo. To, że go wyzywałam, traktowała zarówno jako plus, jak i minus. Czemu jako wadę? Bo nie lubiła, gdy obrażano miłość jej życia. Czemu zaleta? Bo wiedziała, że nigdy nie będę chciała jej go odbić.
Obawiałam się jednak, że martwi ją i irytuje to jego oddanie swojej nowej siostrze. Mogłaby zrobić z tym porządek.
"Kogo ja chcę oszukać." mruknęłam w myślach i prychnęłam.
- Ja go wyzywam. - powiedziałam patrząc na Hoyę.
Ten pokiwał głową na znak zgody.
- I właśnie w tym tkwi problem, że go lubisz i akceptujesz.
Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego jak na ostatniego idiotę.
- Czy Ty na pewno tylko tańczyłeś? Może jakiś diler kopsnął Ci działkę zamiast kasy, co?
- Angie, mówię poważnie. Wyzywanie w Twoim przypadku to pozytywna rzecz, dobrze o tym wiesz.
- Nie dla Myungsoo. Nie znoszę go. Okej, znoszę, ale tylko ze względu na Nalę.
- Więc czemu mu pomogłaś?
- Bo wiem ile to dla niej znaczy.
- A czemu...
- Nie lubię go, tu chodzi tylko o moją przyjaźń do cholery jasnej! - krzyknęłam poirytowana.
Odetchnęłam cicho, uspokajając buzujące we mnie emocje. Odczekałam chwilę i kontynuowałam.
- Nie mam nic do niego, ale też nie umiem być dla niego uprzejma. To kwestia... zachowania bezpiecznego dystansu. Niech sobie myśli o mnie co chce, niech Nali będzie przykro, że go wyzywam i gnoję, ale jeśli on nie przestanie mi słodzić, to Nala w końcu straci cierpliwość.
- To Twoja przyjaciółka, nie zakończy waszej przyjaźni.
- Wierzę, że taka jest prawda. Ale znam ją i wiem też, że boli ją fakt, jak Myungsoo reaguje na mój widok. Nie chcę być dla niego siostrą i nie mogę.
Hoya westchnął i machnął ręką, kończąc temat tego wokalisty.
- A Woohyun?
- Co Woohyun? - odparłam zrezygnowana.
Miałam nadzieję, że już dał sobie spokój, ale on dalej w to brnął.
- Te wasze przytulaśne słodziaśne przywitania. - stwierdził Hoya sarkastycznie.
- Niby kiedy?
- No... ostatnio jak zaczaił się za drzwiami.
Spoglądałam na niego przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, gdzie tu jakakolwiek oznaka przytulania.
- Przecież otworzyłam drzwi z taką siłą, że go w ścianę wgniotło. - wyjaśniłam zdezorientowana.
- A... A wtedy, w parku gdy...
- Zamiast mnie, objął drzewo.
"I przez tydzień wyjmował drzazgi z buzi." dodałam w myślach i parsknęłam śmiechem.
Opanowałam się szybko, wiedząc, że Hoya może nie widzieć w tym powodu do śmiechu. No, wtedy to akurat leżał na trawie ubawiony, ale aktualna rozmowa była dość poważnym tematem.
- A z Sungyeolem...
- Z nim to jedynie się przywitam, pożegnam i powiem smacznego. Nic więcej.
- To i tak najmilsze rzeczy, jakie można usłyszeć z Twoich ust. - szepnął niezbyt zadowolony tancerz.
Westchnęłam i przymknęłam powieki.
- Masz rację. - powiedziałam niechętnie, ale szczerze. Spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. - Czego ode mnie oczekujesz? Mam zmienić swój charakter?
- Nie, nie, nigdy nie chciałem byś się zmieniała. - odpowiedział szybko. Odłożył pakunki na bok i złapał mnie za dłonie, splatając z własnymi. - Gdybym chciał, byś była inna, nigdy bym się Tobą nie zainteresował. Lubię w Tobie każdą cechę, nawet te, które tak uporczywie blokują mnie od Ciebie. Chciałem tylko, byś wiedziała, że zazdrość działa w obie strony. Ja też ją odczuwam.
Spróbowałam uwolnić ręce z uścisku, zawstydzona tym nagłym dotykiem. Nie chciałam by był blisko, nie powinien. Chłopak wyczuł opór, więc szarpnął mnie i przyciągnął do siebie. W efekcie, wylądowałam w jego ramionach, objęta w talii i mocno trzymana, by uniemożliwić mi ucieczkę. Zarumieniłam się, gdy mój policzek zetknął się z jego torsem. Do ucha dotarła melodia, którą wybijało jego serce.
- Zazdrość nie jest zła, jeśli dobrze odmierza się jej ilość. Nadmierna szkodzi, niedomiar także. Sęk w tym, że niezależnie od składników, zawsze oznacza to samo, że komuś na kimś zależy. - szepnął Hoya i przesunął dłonią po mej głowie. Delikatnie przeczesywał me długie włosy, chcąc w ten sposób okazać nie tylko troskę ale i uspokoić mnie.
- Angie, nie byłabyś zazdrosna z powodu tego występu, gdyby Ci na mnie nie zależało. - dodał cicho i oparł brodę na czubku mej głowy.
Byłam pewna, że uśmiechnął się zadziornie, a zarazem czule. Nie musiałam tego widzieć, by mieć pewność. Nie odezwałam się też, bowiem miał rację.
Znowu.
~
Dziewczyna poczuła się zmieszana, bowiem wszystkie oczy skupione były teraz na niej. Pochwyciła kosmyk swych niedługich brązowych włosów i spuściła wzrok, rumieniąc się delikatnie.
- Ano... Znaczy... - zaczęła niepewnie. - Nie chciałam się wtrącać, bo przecież ja...
- Należysz teraz do naszej wielkiej rodziny, więc masz prawo się wypowiedzieć. - zapewnił ją Woohyun z ciepłym uśmiechem.
Dziewczyna skinęła głową w geście podziękowania i wzięła głęboki wdech, nim ponownie zabrała głos.
- Ano... Myślę, że Sunggyu-ssi naprawdę widzi sposób w jaki traktuje Howona. I myślę, że on też może źle się z tym czuć. Bo co jeśli on sam przeprowadza wewnętrzną walkę między uczuciem a przyjaźnią?
Wszyscy milczeli, zastanawiając się nad tym zagadnieniem.
Nala uśmiechnęła się ciepło i skinęła głową, spoglądając teraz na Myungsoo.
- Tak bardzo skupiliśmy się na tym, jak źle się zachowuje, że nie pomyśleliśmy, iż może zdawać sobie z tego sprawę i również przez to cierpieć. - powiedziała skruszona.
Wokalista przytaknął jej słowom i spojrzał na dziewczynę stojącą w kącie.
- Dziękuję, że się wypowiedziałaś. - powiedział ciepło.
- Racja. To rzuca nam nowe światło na tę sytuację. - przytaknął Sungyeol i wyszczerzył się w wesołym uśmiechu.
- Tak czy siak, musimy znaleźć Angie i Hoyę, pamiętacie? - wtrącił Dongwoo.
- Łatwo powiedzieć. Londyn jest ogromny. - stęknął zasmucony Woohyun.
- Ano... - zaczęła dziewczyna, po raz kolejny zwracając na siebie uwagę pozostałych. - Myślę, że... mam pewien pomysł.
Wszyscy popatrzyli na nią pytająco, a bardziej zdezorientowane miny pojawiły się na ich twarzach, gdy dziewczyna wyjęła z kieszeni telefon komórkowy.
~
Uchyliłam powoli powieki i zamrugałam parokrotnie, zorientowawszy się, że usnęłam. Za oknem już dawno świeciło słońce, więc przespałam całą noc i część poranka. Podniosłam głowę i zarumieniłam się, widząc siedzącego obok tancerza. Spał opierając głowę o ścianę za plecami. Odsunęłam się nieco, zawstydzona faktem, że zasnęłam wtulona w jego tors. Spojrzałam na swe ramię, zauważając jego rękę, którą mnie obejmował. Wróciłam wzrokiem do chłopaka, który wciąż wydawał się spać.
"Wygląda tak spokojnie." pomyślałam obserwując go uważnie.
Ostrożnie wyciągnęłam dłoń ku jego twarzy, chcąc dotknąć policzka.
- Angie! - usłyszałam znajomy głos.
- Hyung! Gdzie jesteś?! - dodał kolejny.
- Noona! Noona! - wołał delikatny, męski głosik.
Spojrzałam w kierunku drzwi, a gdy usłyszałam ciche westchnienie ze strony rapera, zabrałam szybko dłoń, by przypadkiem nie zorientował się, co chciałam zrobić.
- Co się dzieje? - spytał, uchylając powieki.
- Ktoś... nas woła. - wyszeptałam niepewnie i wstałam z podłogi, odkładając na bok koc. Minęłam puste kubki po gorącej czekoladzie i podeszłam do drzwi, otwierając je szeroko. Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się wokoło.
- Niemożliwe... - wydukałam, otwierając szeroko oczy.
W oddali widziałam znajome mi sylwetki. Zespół i dziewczyny chodzili niedaleko i szukali nas wykrzykując imiona.
- Ooooooi! - zawołałam przyłożywszy dłoń do ust i pomachałam drugą ręką, chcąc dać im znak gdzie jestem.
Zauważył to Sungyeol i aż podskoczył uradowany.
- Tam jest! - zawołał i wszyscy skierowali swe spojrzenia we wskazanym przez niego kierunku.
- Angie! - krzyknęli i ruszyli biegiem w moją stronę.
- Ła, cze-czekajcie! - pisnęłam i zamachałam rękoma, chcąc ich jakoś powstrzymać. Nim jednak zdołałam się chociaż cofnąć, zostałam złapana w objęcia, praktycznie z każdej strony, słysząc słowa ulgi z ich ust. - Udusicie mnie! - warknęłam oburzona, choć uśmiechnęłam się ledwo zauważalnie, ciesząc, że ich wszystkich widzę.
Brązowowłosa dziewczyna stała z boku, przyglądając się całej sytuacji. Uśmiechała się delikatnie, ciesząc się wraz z nami. Kątem oka zauważyła, że tuż obok niej stoi lider zespołu.
- Sunggyu-ssi, nie idziesz się przywitać? - spytała nieśmiało.
Chłopak westchnął i spuścił wzrok.
- Wyrządziłem jej tyle krzywd i smutku. Czy zasługuję na to spotkanie? - zapytał ledwo słyszalnie i zacisnął dłonie w pięści.
Dziewczyna zamrugała zaskoczona, po czym uśmiechnęła się ciepło.
- Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. - odparła szczerze i spojrzała w naszym kierunku. - Poza tym, myślę, że okazja sama wpadnie Ci w ręce. - dodała i cofnęła się o kilka kroków.
Zdziwiony mężczyzna podniósł wzrok i zamrugał zdumiony, widząc jak biegnę w jego kierunku. Rozchylił usta chcąc coś powiedzieć, jednak nie zdołał wydusić z siebie słowa. Przystanęłam przed nim i przechyliłam głowę na bok.
- Słyszałam, że próbowałeś opóźnić koncert by nas znaleźć. - powiedziałam, a chłopak zarumienił się gwałtownie i odwrócił wzrok, drapiąc się w tył głowy.
- N-no wiesz, bez głównego tancerza trudno o dobry występ... - mruknął i zaśmiał się sztucznie.
- Dziękuję. - odparłam, nie przejmując się jego wymówką.
Lider spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Oblał się większym rumieńcem, gdy ujrzał na mej twarzy ciepły uśmiech, pełen szczerej wdzięczności.
Wykorzystałam moment jego milczenia i obróciłam głowę w stronę dziewczyny.
- Tobie też dziękuję. Podobno pomogłaś mnie znaleźć. - powiedziałam.
Brązowowłosa zamachała rękoma speszona i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ach, t-to nie tak, ja...
- Jak to zrobiłaś?
- Ja... No... - zawiesiła głos i spuściła wzrok.
- GPS w telefonie. Masz zainstalowany GPS, dzięki któremu namierzyliśmy Twoją kartę. - wyjaśnił za nią Woohyun, który podszedł do nas po chwili.
Zamrugałam zdziwiona.
- Ale ja nie instalowałam czegoś takiego... - szepnęłam zdziwiona.
- To był mój pomysł. - powiedział Hoya, który zdążył już wyjść z czeluści szopy. Uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów, co wprawiło mnie w irytację. - Menadżer musi wiedzieć, gdzie znajduje się jego podopieczny.
- Wy nie macie czegoś takiego! - zawołałam oburzona.
- Jesteśmy dorośli. - odparł machając ręką.
- Że co?! A ja to niby dziecko?!
- Spokojnie, Twoje ciało temu zaprzecza.
- Yah! Lee Ho Won, chcesz zginąć?!
- Nie tak mówiłaś do mnie tej nocy.
- Coooo?! - ryknął Sunggyu, mrużąc ślepia.
- Co Ty wygadujesz?! - krzyknęłam mierząc Hoyę groźnym spojrzeniem.
- Wycałowałaś mnie tak bardzo, że myślałem, iż umrę z nadmiaru czułości. - odparł robiąc z ust dzióbek i poruszał ustami, udając całowanie.
- Ja?! Chyba śnisz! - krzyknęłam i złapałam go za policzki, rozciągając zaraz w ramach złośliwości.
- Chodźmy coś zjeść, bo pewnie jesteście głodni. - wtrącił Sungyeol.
Puściłam policzki chłopaka i pokręciłam głową.
- Zjedliśmy. Hoya zarobił trochę pieniędzy tańcząc. - wyjaśniłam.
- Serio? To... czemu nie kupiliście biletów na pociąg? - zapytał Sungjong.
Uniosłam palec i rozchyliłam usta chcąc odpowiedzieć, jednak zamilkłam zrozumiawszy, że ten pomysł w ogóle nam nie przyszedł na myśl.
- Ouuu, faktycznie, mogłem tak zrobić. - odpowiedział za mnie Hoya.
- Ty idioto... Przez Twoją głupotę spędziliśmy noc w szopie! - zawołałam i uderzyłam piąstkami o jego tors.
- Szopa, hotel, pociąg? Co za różnica w jakim miejscu ze sobą sypiamy? - odparł rozbawiony.
- Yah! Lee Ho Won, chcesz zginąć?! - krzyknęłam, tym razem jednocześnie ze zirytowanym liderem.
Nala westchnęła widząc to i pokręciła głową uśmiechając się ciepło.
- Wszystko w normie. - stwierdziła zadowolona.
~
- Dzień dobry. - powiedziałam wchodząc do poczekalni w wytwórni.
- A-ano d-dzień dobry. - wyszeptała dziewczyna, siedząca na kanapie. Wstała i pokłoniła się przede mną, chcąc okazać szacunek.
- Spokojnie, ja nie wysoko postawiona, by tak... - zawiesiłam głos, widząc, że kiwa głową na znak zrozumienia. Wydawała się dziwnie zakłopotana. Westchnęłam i usiadłam w fotelu obok i spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
- Czekasz na menadżera? - zapytałam.
Podniosła wzrok znad kolan i pokręciła przecząco głową.
- Czekam na osobę, z którą będę pracować. - odparła.
- Ja też. - przyznałam i westchnęłam. - Mam mieć menadżera. Co oni sobie ubzdurali. Khe. - prychnęłam. - Tego mi brakowało, jaki,ś kolejny facet obok.
Dziewczyna spuściła głowę i zacisnęła palce na kolanach, czując się niepewnie. Zauważyłam to i postanowiłam jakoś rozluźnić atmosferę.
- Nie jesteś stąd, prawda? - zapytałam z uśmiechem.
- Nie, jestem z Polski.
- Łaaa! Serio?! - zawołałam zszokowana i zaraz zmieniłam język rozmowy z koreańskiego na polski. - Skąd dokładnie?
- Z Rybnika. - odrzekła krótko i zaczesała kosmyk włosów za ucho.
- Łaa, ja z Zabrza, to nie tak daleko. - przyznałam i zaśmiałam się wesoło.
Dziewczyna skinęła głową, zdobywając się na uśmiech.
- Długo już czekasz na osobę, z którą będziesz pracować?
- Nie, właściwie to... niedawno przyszłam.
- Nah, oby się nie spóźniała jak ten cały menadżer. - burknęłam, nieświadomie robiąc dzióbek z ust.
Dziewczyna zaczerwieniła się nagle i ponownie zaczesała włos za ucho, choć nieco bardziej nerwowo.
- No, oby nam się dobrze pracowało. - dodałam i westchnęłam.
- J-jestem pewna, że ten menadżer da z siebie wszystko, by tak było. - wyszeptała towarzyszka po chwili milczenia, wciąż patrząc na swe nogi.
- Ciekawe jak wygląda.
- P-pewnie to wysoka osoba.
- Pewnie masz rację.
Nastała chwila ciszy i westchnęłam.
- No kiedy on przylezie?! - zawołałam nagle, z poirytowaniem w głosie.
- W-właściwie, t-to już tu jest. - wydukała zaskoczona dziewczyna, nie chcąc mnie za bardzo denerwować.
- He? Gdzie? W biurze u prezesa? - spytałam zdziwiona.
Brązowowłosa pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się niepewnie.
- Nie do końca... - odparła cicho.
- Hm, a Ty wiesz z kim pracujesz? Jak ta osoba wygląda?
- Teraz już tak. - przyznała i skinęła głową.
- He? Teraz? Skąd?
- Bo ta osoba już przyszła?
- Eee?
Zdziwiona spojrzałam za siebie, ale drzwi wciąż były zamknięte. Nikt nie wszedł, ani nie wyszedł. Spojrzałam pytająco na dziewczynę.
- Gdzie?
- Siedzi tu, na fotelu. - dodała i spojrzała na mnie znacząco.
Milczałam przez dłuższą chwilę, aż w końcu zorientowałam się, co w ogóle próbowała mi przekazać. Zerwałam się na równe nogi i wskazałam na nią palcem.
- Jesteś moim menadżerem?! - zawołałam zszokowana.
Dziewczyna skinęła głową i pokłoniła się jeszcze raz.
- Mówią na mnie Kyane. Proszę, dbaj o mnie tak jak ja będę o Ciebie. Mam nadzieję, że dobrze nam się będzie współpracować. - powiedziała spokojnie, choć wyczuwałam w jej głosie nutkę niepewności.
Brew mi drgnęła i podrapałam się w tył głowy, trochę speszona.
- N-no dobra, dobra, ale te formalności są niepotrzebne. - powiedziałam i wyciągnęłam ku niej dłoń, dzięki czemu jej wzrok spoczął teraz na mnie. Uśmiechnęłam się ciepło. - Miło mi poznać. Witaj w ekipie. - dodałam i uścisnęłam jej dłoń, gdy tylko mi ją podała.
- Ano... Jesteście pewne? - spytała dziewczyna, podążając za nami.
Spojrzałam na nią zza ramienia i zamachałam dłonią w uspokajającym geście.
- Nie martw się. Planowaliśmy to od dawien dawna. Nala chciała większą kuchnię, bo w tamtej było za mało miejsca na jej gotowanie. - odparłam wesoło.
- Żeby was wszystkich wykarmić to mi czasu i życia zabraknie. - mruknęła stylistka i westchnęła cicho.
- Zmiana apartamentu wyjdzie nam na dobre, bliżej się poznamy! - zawołała wesoło Vicky, idąc tuż obok nowej koleżanki.
Kyane uśmiechnęła się niepewnie i skinęła głową zgadzając się z jej stwierdzeniem.
- Ale jesteście pewne, że wyrażą na to zgodę? - zapytała menadżerka, spoglądając na moje plecy pytająco.
Założyłam ręce za głowę i przytaknęłam, nie mając wątpliwości.
- Nie mają wyjścia. Inaczej naślę na nich wygłodniałą Vicky i każę płacić za jej jedzenie. - powiedziałam uśmiechając się zadziornie.
- Okrutne. - przyznała Nala i zachichotała cicho.
- To wyjątkowo delikatne jak na mnie!
- Temu nie zaprzeczę.
- Jestem głodna!
- Zamknij się bachorze, głodówkę masz za karę.
- Jak to?!
- Zeżarłaś wszystko co było dla stuffu i jeszcze pytasz?
- Eeee?! Nalaaaa!
- Uch, Angie...
- Nawet nie próbuj!
Kyane szła za nami, przyglądając się całej dyskusji. Uśmiechała się pod nosem, bowiem cieszył ją ten widok. Był przyjazny i na swój sposób przyjemny dla oka. Wciąż była cicha i nieśmiała, tak jak wtedy, gdy ją poznaliśmy, ale miałam dziwne przeczucie, że im dłużej będzie przebywać w naszym towarzystwie, tym szybciej otworzy się przed nami, ukazując nowe oblicze.
~
- Co do cholery... - warknęłam wchodząc do apartamentu.
Vicky aż rozdziawiła buzię na widok naszego mieszkania, a zauważywszy mężczyznę leżącego na kanapie, puściła się pędem do swojego pokoju.
Brew mi drgnęła, gdy ujrzałam porozrzucane po salonie paczki chipsów, ich resztki na dywanie i stos butelek po różnorodnych piwach.
- Co tu się działo? - spytała cicho Nala i aż złapała się za policzki, gdy przystanęła za mną w salonie.
Na kanapie leżał Soryong, w ręce trzymał paczkę chipsów, ręką przysłaniał oczy.
- Czy... Czy on nie żyje? - wyjąkała Nala, przysłaniając usta dłońmi.
- Sama go zabiję, jeśli wciąż będzie oddychał.
- Angie...
Westchnęłam i podeszłam do niego, chcąc sprawdzić puls. Kucnęłam przy nim i dotknęłam dwoma palcami jego szyi. W międzyczasie Vicky przemknęła za nami niezauważona, wbiegając do kuchni.
- Mam worek i łopatę, gdzie go zakopiemy? - zapytała młodsza siostra, która wróciła z wspomnianym przyrządem do pokoju.
- Gdzieś za miastem, ale nie wiem jak go tam wywieźć. - odparłam z powagą w głosie.
- Angie! - pisnęła Nala.
Machnęłam lekceważąco ręką, dając znak, że żartuję.
- Trzeba tu jakoś ogarnąć i zaciągnąć go do ich apartamentu. - powiedziałam wstając.
- J-Ja tu posprzątam. - wyszeptała Nala uspokajająco.
- Może... niech tu przenocuje? Nie damy rady go przenieść. - wtrąciła Vicky, tym razem zachowując powagę.
Czas na żarty się skończył.
- Chyba nie ma innego wyjścia. - odparłam drapiąc się w tył głowy. - Gdyby ktoś zauważył, że próbujemy przetransportować pijanego wokalistę, byłby niezły skandal, zwłaszcza, że ten idol wypełznie z naszego apartamentu.
- Skaranie boskie z tymi Azjatami. - burknęłam i spojrzałam na Nalę z niewinnym uśmiechem, wiedząc, że pewnie zaraz dostanę reprymendę. Jakież ogarnęło mnie zdziwienie, gdy nie skomentowała moich słów. Co więcej, patrzyła na Soryonga z dziwnym smutkiem i zamyśleniem.
- Nala?
Dziewczyna drgnęła niepewnie, słysząc swe imię i uśmiechnęła się ciepło.
- Przyniosę mu koc. - powiedziała cicho i poszła w stronę swojego pokoju, znikając za jego drzwiami.
Odprowadziłam ją wzrokiem, zastanawiając się, co też przede mną ukrywa. Spojrzałam na wokalistę, zastanawiając się, czemu w ogóle doszło do takiej sytuacji. Soryong i picie? I czemu Nala czuła się winna? To poczucie winy emanowało od niej na kilometr, a stałam przecież tak blisko.
- Może zadzwonić po Daeryonga? - zagadnęła Vicky, która stała za mną.
- Dobra myśl. - przyznałam i wyjęłam telefon, w poszukiwaniu jego numeru.
W międzyczasie moja młodsza siostra sprawdzała wszystkie paczki z chrupkami, szukając jakichś resztek.
- Ej, komuś telefon dzwoni. - powiedziała, gdy po domu rozległ się dźwięk komórki.
Zamrugałam zdumiona i rozłączyłam się, nasłuchując. Melodia ucichła, więc ponownie wybrałam numer wokalisty i po pomieszczeniu znów rozległ się ten sam dźwięk.
- Zostawił u nas telefon? - zapytała zdumiona Vicky. Podskoczyła, gdy nagle Soryong zachrapał i spojrzała na niego przepraszająco. - I brata, dzięki za przypomnienie.
- Tylko czemu telefon zostawił u mnie w pokoju? - warknęłam i zmrużyłam powieki, patrząc na drzwi swojej sypialni. - Vicky, spać. - zarządziłam i powędrowałam do swojego pokoju, znikając siostrze z oczu.
Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu telefonu. Zamrugałam, gdy ujrzałam leżącego na podłodze chłopaka. Był ułożony na prawym boku, z podłożoną pod głową ręką.
- Dae... ryong? - wydukałam zdezorientowana i podbiegłam do niego, od razu kucając i obracając na plecy. - Oi, obudź się. - powiedziałam potrząsając nim delikatnie. Usłyszałam ciche burknięcie i chłopak wydał z siebie jakiś niezrozumiały bełkot. Westchnęłam widząc, jak powoli podnosi się i chwiejnie siada, opierając ręce na kolanach i spuszczając głowę.
- Jak to możliwe, że doprowadziłeś się do takiego stanu? - mruknęłam bardziej zmartwiona, niż zła.
Daeryong dotknął dłonią czoła, czując jak boli go głowa.
- Chciałem pocieszyć brata, a sam skończyłem szukając pocieszenia w alkoholu. - mruknął ledwo słyszalnie.
Przechyliłam głowę obserwując go ze zdziwieniem.
- Pocieszenia? - powtórzyłam niepewnie.
- Angie...?
Drgnęłam słysząc ten jego ciepły, a zarazem niepewny głos, zupełnie jakby sugerował, że zaraz zacznie poważny temat. W ten sam sposób rozpoczął ze mną rozmowę Sunggyu i zeszliśmy na niezbyt przyjemny dla mnie wątek.
- Powiedz... Czemu akurat on?
- E?
Spojrzałam na niego ze zdumieniem i zamrugałam pytająco.
- Kto? Co?
- Czemu akurat Hoya? Czemu nie ktoś inny? Czemu nie ja?
Otworzyłam szeroko oczy, gdy usłyszałam to pytanie.
- Skąd pomysł, że Hoya mnie interesuje? - odparłam oburzona, po czym zamilkłam, zrozumiawszy, jakie padło ostatnie pytanie. - Czemu... nie Ty? O czym Ty...
- Nie próbuj ze mną grać w ten sposób. Nie jestem Sunggyu by dać się tak zbywać. - warknął zirytowany i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. Jego ton był tak chłodny, a wzrok piorunujący, że aż cofnęłam się niepewnie, siadając w bezpieczniejszej odległości.
- Jestem lepiej zbudowany. - kontynuował, spoglądając teraz gdzieś w przestrzeń przed sobą. - Jestem przystojniejszy. Jestem wyższy. Jestem zabawniejszy i cieplejszy, bardziej kochający, jestem... jestem lepszy, więc czemu mimo wszystko wybrałaś go?
- Nikogo nie wybrałam. - wyszeptałam, spuszczając wzrok.
Jęknęłam, gdy nagle złapał mnie za ramiona i potrząsnął mną poirytowany.
- Nie pogrywaj ze mną! - warknął i spojrzał na mnie marszcząc brwi. - Czemu on? Czemu? Czemu?
- Przestań... - poprosiłam, próbując wyrwać się z uścisku, jednak jego palce były mocno zaciśnięte na moich ramionach.
- To boli... - dodałam zlękniona.
Pijany Daeryong, w takim stanie, wytrącony z równowagi z mojej winy, był nieprzewidywalny. Obawiałam się tego, co mógłby zrobić.
- Odpowiedz na pytanie. - burknął chłodno, ignorując moje słowa.
- Powiedziałam, że nikogo nie...
- Czemu wybrałaś Howona, a nie mnie?! Robiłem wszystko dokładnie jak on, byłem arogancki jak on, dogryzałem Ci, zawstydzałem, było tak samo, a jednak wybrałaś go, czemu?!
- On nigdy by mnie nie skrzywdził tak jak Ty robisz to w tej chwili! - krzyknęłam pod wpływem emocji, zaciskając przy tym powieki. Otworzyłam je, gdy zrozumiałam co powiedziałam.
Daeryong siedział ze spuszczoną głową, dotknięty tymi słowami.
- Daeryong ja... - zawiesiłam głos, gdy zabrał ode mnie ręce, uwalniając tym samym z uścisku. - P-przepraszam... - wydukałam speszona.
Chłopak pokręcił głową i odsunął się, wzdychając cicho.
- Masz rację. Hoya by Cię tak nie potraktował. Krzyczałem na Ciebie, powiedziałem kilka niemiłych słów, doprowadziłem Cię do smutku i strachu. On by tego nie zrobił. - przyznał zażenowany swoim zachowaniem. - Nawet Sunggyu by się tak nie zachował.
"Nienawidzę Cię." usłyszałam w głowie głos lidera.
- Prześpię się w salonie jeśli nie masz nic przeciwko. Nie chcę nam wszystkim sprawić kłopotu. Legnę się gdzieś obok brata. - mruknął Daeryong i wstał, nie czekając na moją reakcję po prostu wyszedł, zostawiając mnie samą.
- Nie potrafię Cię zrozumieć! Intrygujesz mnie, ale jednocześnie drażnisz! Bo nie wiem, nie wiem czego Ty do cholery oczekujesz! Czego, czego?! - krzyczał.
Złapał mnie za ramiona i ścisnął, potrząsając lekko.
Spuściłam głowę wciąż słysząc ten jego donośny głos, pełen gniewu i rozpaczy. Objęłam swe ramiona, choć nie czułam chłodu. Miałam wrażenie, że zostałam osaczona przez wszystkie uczucia ludzi żyjących wokół mnie. I moje własne.
- Ts. Najwięcej ran i szkód, wywołała ona. - mruknął chłodno i odwrócił się tyłem. - Nienawidzę Cię.
Przymknęłam powieki czując się okropnie, mając te wspomnienia w głowie.
"Choć zraniłam Hoyę nieraz, to nigdy mnie tak nie potraktował. Krzyknął na mnie tylko raz. Ale nie było to nic, co mogłabym nazwać złym i niemiłym." pomyślałam odchylając głowę i spojrzałam w sufit.
- Ty głupia, głupia babo! - zawołał rozwścieczony.
Mimo, że ton głosu był gniewny, to oczy wydawały się pełne niepokoju, a zarazem dziwnej ulgi.
Wpatrywałam się w niego w osłupieniu, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa.
- Czy Ty zawsze musisz wszystkim sprawiać tyle zmartwień?! Chcesz żebyśmy wszyscy na zawał zeszli?! - zawołał poirytowany.
"Tak. To był pierwszy raz, gdy usłyszałam jego głos w tej tonacji. Gdy ujrzałam go w takim stanie. " westchnęłam przymykając powieki.
- Huh? - wydukałam zdumiona i nim zdołałam coś dodać, chłopak przyciągnął mnie do siebie i wtulił w swój tors. Pogłaskał mnie czule po włosach i oparł brodę na czubku mej głowy.
- Najważniejsze, że nic Ci nie jest... - szepnął ciepło.
"Jedyny powód dla którego był zły... Jedyny powód..." pomyślałam i zadrżałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. "Był zły, bo nie dawałam znaku życia. Martwił się. Nigdy nie miał pretensji za to, jak go traktuję. Nigdy na mnie za to nie nakrzyczał. Nie próbował mnie za to obrazić, nie wyrządził mi krzywdy, nie zasmucił. Zawsze był ciepły, uśmiechnięty, nawet gdy poważny, wciąż arogancki i zabawny. Czemu?"
Potrząsnęłam głową.
- Nie rozumiem... - szepnęłam i opadłam plecami na podłogę, patrząc teraz w sufit. - Nie rozumiem... - wyjąkałam i wyciągnęłam przed siebie dłoń.
"Czemu taki jest? Tyle razy go zraniłam, a on wciąż, mimo tego..."
Osłoniłam przedramieniem oczy, czując, że nie mogę powstrzymać już łez. Pojedyncza kropla spłynęła po mym policzku, zostawiając na nim mokry ślad.
- Proszę... nie bądź dla mnie taki... - wyszeptałam drżącym głosem. - Proszę...
~
Pozbierałam myśli po jakiejś godzinie. Nie umiałam zasnąć, więc postanowiłam pójść do kuchni, by się czegoś napić. Po drodze przeszłam przez salon, spoglądając na chłopaków, obu przykrytych kocami. Jeden leżał wciąż na kanapie, drugi obok na podłodze. Westchnęłam i weszłam do kuchni, zapalając światło. Jakież ogarnęło mnie zdumienie, gdy ujrzałam w środku siedzącą Nalę, która wpatrywała się w milczeniu w blat stolika.
- Nie możesz spać? - spytałam, gdy nie zwróciła na mnie uwagi.
Dopiero po usłyszeniu mojego głosu, podniosła wzrok i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Chyba nie hałasowałam za bardzo? - spytała ciepło.
- Niby czemu miałabyś hała... - zawiesiłam głos i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Myślałam, że takie rzeczy są możliwe tylko w bajkach, ale tu naprawdę wszystko wręcz lśniło.
- Musiałam się czymś zająć. - powiedziała Nala i wzruszyła ramionami na znak, że to nic takiego.
Wskazałam za siebie kciukiem i uniosłam wzrok w pytającym geście.
- To kiedy znajdziesz czas na łazienkę?
Moja przyjaciółka rzuciła mi spojrzenie w stylu: "Bardzo śmieszne" i uśmiechnęłam się pogodnie. Gdy źle się czuła, zawsze próbowałam ją rozbawić. Nie byłam pewna, czy to działało, ale mimo wszystko rozbawienie drugiej osoby, to jedyne co mi dobrze wychodziło, więc chociaż tyle mogłam zrobić, by poprawić jej humor. Wiedziałam jednak, że będzie potrzebować rady i kogoś, kto ją wysłucha. Usiadłam więc przy stole i spojrzałam na nią z uśmiechem.
- Więc słucham. - powiedziałam.
- Hm? - wydukała Nala i zamrugała patrząc na mnie pytająco.
- Co Cię trapi? - spytałam. - Czy to ma związek z Soryongiem?
Dziewczyna zarumieniła się na dźwięk tego imienia i spuściła wzrok, patrząc na swe palce, które uparcie zaciskała na kolanach.
- Czy Ty zawsze musisz mieć rację? - spytała cicho, uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Nie mam wyjścia. Taka natura inteligentnych ludzi. - odparłam żartobliwie.
- Wyczuwam od Ciebie to poczucie winy, tylko nie wiem jeszcze, czym jest spowodowane. - dodałam.
- Znów masz rację. - szepnęła Nala. - Nie jestem pewna, czy to bardziej skierowane do Soryonga czy Myungsoo.
- Hee? - wydukałam zdezorientowana, bo nie wiedziałam co ten pijak ma z tym wspólnego.
- Co jest? - dodałam marszcząc brwi.
Teraz zaczęłam się niepokoić.
Ale to co usłyszałam później, wprawiło mnie w większe osłupienie, niż mogłabym przypuszczać.
No i jest, w końcu po trzech miesiącach, napisałam ten rozdział. Może gdybym wcześniej obejrzała anime, którego muzyka mnie natchnęła, to dodałabym wcześniej, ale nie ma co gdybać. Mam nadzieję, że mimo wszystko, czekaliście na moje prace i wciąż będziecie je czytać. Liczę na wasze opinie w komentarzach, bo jestem bardzo ciekawa, co sądzicie o tutejszych wątkach zarówno romantycznych, jak i wszelkich innych. ^^
Ach, no i Kyane. Witaj w obsadzie. <3
Ciszę przerwało burczenie, które wydobyło się wprost z mojego brzucha. Z tego wszystkiego, zapomniałam, że dziś jeszcze nie zdążyłam nic zjeść.
- Jesteś głodna? - zagadnął Hoya nieco zdziwiony, a zarazem zmartwiony. - Jadłaś coś dzisiaj?
Nie odpowiedziałam, uznając, że wciąż przecież jestem na niego zła.
- Hej, to nie pora na żarty, jadłaś coś czy nie? - zapytał nieco poważniejszym tonem.
- Nie...? - odparłam od niechcenia, niezbyt przekonująco.
Usłyszałam ciche westchnienie ze strony chłopaka, a potem dziwny szmer. Odwróciłam się i zamrugałam zaskoczona, widząc jak nakłada czapkę na głowę, zasłaniając daszkiem część twarzy. Poprawił kurtkę, przeciągnął się niczym przed treningiem i ruszył w kierunku drzwi.
- E-ej! Chwila! Dokąd to?! - zawołałam za nim.
Hoya zatrzymał się i spojrzał na mnie, uśmiechając się ciepło.
- Niedługo wrócę. Zostań tu, dobrze? - poprosił grzecznie.
- Pfffffff. Nie!
- Proszę Cię. Zostań. Tu będziesz bezpieczniejsza, a i cieplej Ci będzie po zmroku. - dodał prawie, że błagalnie.
- Po zmroku? To kiedy Ty...
- Wrócę. Tego możesz być pewna. - skwitował uśmiechnąwszy się czule i wyszedł z szopy, zostawiając mnie samą sobie.
Zrobiło się dziwnie cicho. Nie znosiłam tego. Nie potrafiłam w niej długo wytrzymać. Jakkolwiek bym się nie starała, zawsze kończę pogrążona we własnych myślach, osamotniona ze wszystkim, co mnie trapi.
Właściwie, jak się tu znaleźliśmy? Czy to moja wina, czy też jego, a może oboje zawiniliśmy?
"Ja pierdole, co z niej za dupa wołowa. Nie mogła od razu sama wziąć swoich rzeczy? Albo nie mogli ich odesłać do Polski? Pokryłabym ten zasrany koszt. A teraz co? Muszę zmieniać kierunek i zamiast zostać w Londynie, to ja z lotniska zapierdzielam do Brighton, bo jakże inteligentni koledzy, odebrali Vicky, ale nie jej walizkę."
Z takimi rozmysłami, szłam wybrukowanym chodniczkiem, prowadzącym do domu mojej cioci.
"Cóż, przynajmniej ją wzięli. Równie dobrze, mogli pomylić Vicky z walizką."
Stanęłam przed drzwiami i już chciałam zapukać, gdy usłyszałam ciche miauknięcie. Obok mnie siedział szarobury kot, ogromnej postury. Nie oszukujmy się, ale jak na domowego kociaka, to on był ogromny - wielkości młodego kundla. Siedział na tyłku, z wysuniętą na bok łapą.
- Zbychu? Nie mogę Cię wpuścić, bo mnie Tomek zabije. Masz tam małe wrota do swej siedziby. - to mówiąc, kucnęłam i wskazałam na mały otwór w drzwiach.
Znowu te ciche "miau".
Westchnęłam ze zrezygnowaniem.
"Mam za dużą słabość do tych stworzeń."
- No patrz, przecież zamknięte. - szarpnęłam za klamkę i pchnęłam. - Jak mam Cię wpu-e? - zamilkłam, bo drzwi uchyliły się, wpuszczając kota do środka.
"Ktoś jest w domu? Ale jak to?" pomyślałam zdziwiona i wstałam, od razu wchodząc do wnętrza mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi i zamrugałam, stanąwszy w przedpokoju. Przede mną było wejście do kuchni, a przy kuchence elektrycznej, kręcił się mężczyzna. I pewnie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że jedyne co miał na sobie, to ręcznik owinięty wokół talii.
- Co... jest... grane...? - wydukałam zszokowana, wpatrując się w jego gołe plecy.
Chłopak chyba usłyszał mój głos, bo obrócił się ku mnie, ukazując dobrze zarysowane mięśnie brzucha, a także idealnie białe zęby, co poprzedził obdarzając mnie uroczym uśmiechem.
- Angie, cześć! Zaskoczyłaś mnie! - zawołał wesoło, zupełnie nie przejmując się zaistniałą sytuacją.
Poruszyłam niemo ustami, chcąc coś powiedzieć, ale troszkę mnie rozpraszał. Zamknęłam oczy i zaczęłam się trząść, czując narastającą we mnie irytację.
- Lee Ho Won! Ty zboczeńcuuu~! - wrzasnęłam i spojrzałam na niego z mordem w oczach.
- Spo-spokojnie. Ja tylko chciałem Ci zrobić niespodziankę i... - zawiesił głos, bo gdy zrobił krok w moją stronę, poczuł dziwny chłód w dolnych partiach ciała.
Ręcznik zahaczył o rączkę szuflady i został przy niej, ogołacając tancerza. Zrobiłam wielkie oczy i zaraz je zamknęłam, zasłaniając jeszcze rękoma.
- Hoyaaaaa! - wrzasnęłam poirytowana. - To nie czas na odgrywanie scen z dramy!
- To nie moja wina, ał!
Chłopak złapał się za głowę, w którą właśnie oberwał zwiniętym w kulkę szalikiem. Zaczęłam rzucać w niego wszystkim co miałam pod ręką: rękawiczki, czapka, dwie paczki chusteczek, paczuszka tic-taców, cukierki, aż w końcu ciepnęłam torbą, z której wszystko wcześniej zdążyłam wyjąć.
Jedyne czego tancerz nie uniknął, to tic-taci, którymi oberwał w czubek nosa, a także torba, którą zdołał przytrzymać przy swym brzuchu.
- Już! Wystarczy! - zawołał i poczułam jak silne dłonie zaciskają się na mych nadgarstkach.
Nie miałam zamiaru otwierać oczu, nie w takiej sytuacji, ale nie było też opcji, bym dała się tak powstrzymać.
- Puszczaj mnie! - zawołałam, próbując się wyszarpać.
- Nie! Najpierw się uspokój!
- Dzień dobry kurwa! - wtrącił wesoły męski głos, w dodatku w języku polskim. Usłyszałam trzask drzwi.
- Co jest kurwa? - dodał głos.
Od razu otworzyłam oczy i obróciłam się, by napotkać niezadowolony wzrok kuzyna, który pewnie wrócił z zajęć. Wysoki chłopak, z wygolonym łbem,często udający głupka, w rzeczywistości będącym inteligentną osobą.
- Co to kurwa za ekshibicjonista?! Zrobił Ci coś? Ale masz teraz wpierdol gnoju! - zawołał zdejmując plecak i podwijając rękawy bluzy.
- Łaaa! Czekaj! Nie! To nie tak jak myślisz! - krzyknęłam spanikowana, próbując się szybko wyszarpać z uścisku. - Puść mnie, bo inaczej go nie powstrzymam. - dodałam poirytowana, kierując te słowa do rapera. Ten puścił moje dłonie i zaraz obróciłam się do kuzyna, próbując go zatrzymać.
- To nie tak, to przypadek! Owszem, lubi się rozbierać, to często podchodzi pod molestowanie mnie... - zaczęłam w języku polskim.
- Co kurwa?! - wrzasnął kuzyn, jeszcze bardziej wzburzony.
- Ty go uspokajasz, czy motywujesz do walki? - zagadnął Azjata, w swym ojczystym języku.
- Zamknij się. - warknęłam po koreańsku.
- Słuchaj, to mój bliski przyjaciel, chciał mi zrobić niespodziankę. I faktycznie w sumie zrobił, o mało zawału nie dostałam, ale w każdym razie z tego co widzę, to ktoś go tu wpuścił. - dodałam zwracając się do kuzyna.
- Niby kto? - odburknął.
Zadałam to pytanie Howonowi, a on odpowiedział, że ciocia.
- No tak, typowe. - mruknął Tomek i pokręcił głową. - Dobra, ale niech zasłoni tę dupę i tego ciulika, bo zaraz mu zajebię za spierdolenie dnia, aż się muszę przez to napić. Ja pierdole, zaraz mu chyba jednak zajebię. - klął mój wzburzony kuzyn.
- To idź kup browar. - zaproponowałam, wypychając go za drzwi domu.
- Ale ja zawsze mam bro...
- Ale nie ma coca-coli. Wiesz, że nie lubię pepsi. - powiedziałam robiąc smutną minkę.
Kuzyn popatrzył na mnie i westchnął cicho.
- Jesteś kochany, dziękuję. - dodałam uśmiechając się i delikatnie klepnęłam go po ramieniu.
Dopiero wtedy kuzyn wyszedł, usłuchawszy mojej prośby.
Odetchnęłam cicho.
- Wow, czy Ty właśnie zrobiłaś aegyo? - usłyszałam za sobą.
- Ubierz się w tej chwili. - warknęłam, nie odwróciwszy się w stronę Koreańczyka.
- Czemu? Ja tam w sumie lubię nago połazić. Skóra oddycha i w ogóle...
- Zaraz stracisz coś więcej niż zęby i zostaniesz eunuchem do końca życia.
- Najpierw wypróbuj, a potem podejmuj decyzję czy warto ucinać.
- Lee Ho Won!
- No dobra, już dobra, idę.
Westchnęłam cicho i pokręciłam głową.
Okej, chciał mi zrobić niespodziankę, rozumiem, ale w taki sposób? Co on chciał, żebym zawału dostała? Żebym umarła nim powiem dzień dobry rodzinie? Czy może miał akurat chętki na masochistyczne zabawy, bo miałam wielką ochotę go rozszarpać.
A pro po. Długo już go nie było.
Spojrzałam na okno, za którym powoli robiło się coraz ciemniej. Samo pomieszczenie wydało się bardziej ponure i chłodne. Potarłam swe ramiona czując zimny dreszcz.
A co jeśli on mnie zostawił? Co jeśli gdzieś go auto potrąciło, albo ktoś pobił, albo trafił do szpitala w krytycznym stanie? Albo się zgubił w tym wielkim mieście? Albo zapomniał o mnie? Albo...
Dolna warga zadrżała mi pod wpływem tych wszystkich myśli.
To nie byłoby podobne do Howona. Nie zrobiłby czegoś takiego celowo, więc możliwe, że to mu się stała krzywda. To było przecież kilka godzin, tyle czasu minęło odkąd wyszedł. A ja tu siedziałam sama. Zupełnie sama. Bez jedzenia, picia, ciepłego ubrania, światła, ogrzewania, bez kontaktu z ludźmi, z rodziną, nic.
- A co jeśli ja go więcej nie zobaczę...? - wyszeptałam nagle, nie wierząc, że ta myśl niepokoiła mnie najbardziej.
Drgnęłam, gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam wzrok, spoglądając z nadzieją w ich kierunku. Do środka wszedł Hoya, trzymał w ręce jakiś worek, czapkę miał przekręconą na drugą stronę, a sam ciężko sapał, zupełnie jakby przebiegł długą trasę.
- Wróciłem. - powiedział wesoło i uśmiechnął się do mnie szeroko.
Nie obdarzyłam go radosnym okrzykiem. Zamiast tego z trudem powstrzymywałam się od negatywnych emocji.
- Hoya... - wyszeptałam wstając i podchodząc do niego.
Mężczyzna przyglądał mi się pytająco, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Ty idioto! Kretynie! Świnio! Ty pajacu! - krzyknęłam, uderzając piąstkami o jego tors.
Zaskoczony chłopak oparł się o wcześniej zamknięte drzwi i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Ale o co Ci...
- Nie było Cię kilka godzin! Myślałam, że się kretynie zgubiłeś i zespół mnie zabije! Że wytwórnia zatłucze mnie za to, że zniknąłeś gdzieś w Londynie! I zostawiłeś mnie tu samą! - krzyczałam poirytowana.
Spojrzałam na niego pod wpływem gniewu, choć w mych oczach kryła się odrobina smutku i może nawet ulgi.
Tancerz podrapał się w tył głowy i uśmiechnął przepraszająco.
- Byłaś głodna... - szepnął nagle.
- C-co? - wydukałam zaskoczona.
- Byłaś głodna. Pewnie i spragniona, a robiło się też chłodno. Potrzebne nam było kilka rzeczy, a byliśmy bez pieniędzy, więc... poszedłem na rynek i tańczyłem kilka godzin. Zarobiłem sporo kasy, więc starczyło na dwie świeże drożdżówki, kubki gorącej czekolady i niewielki koc jako okrycie. Niestety nie zarobiłem tyle, by mieć więcej. - powiedział, uśmiechając się ciepło.
Obserwowałam go z nieukrywanym zdumieniem. Dopiero teraz zauważyłam w jednej z jego dłoni worek, a w drugiej specjalny stojak z dwoma zamkniętymi kubkami gorącego napoju. Byłam pod wielkim wrażeniem, a zarazem źle się czułam z faktem, jak na niego naskoczyłam. Widziałam, że chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć, ale już mnie to nie obchodziło. Nie myśląc więcej, złapałam go za materiał bluzy, szarpnęłam i przyciągnęłam do siebie w dół, by następnie złożyć na jego ustach pocałunek.
Odsunęłam się szybko, przysłaniając dłonią swe wargi. Zarumieniłam się, a widząc zdumiony wyraz twarzy chłopaka, poczułam się zawstydzona.
- Ja... Przepraszam, nie wiem co we mnie... - zawiesiłam głos, nie potrafiąc tego wytłumaczyć.
Odwróciłam się tyłem do Howona i wróciłam na swoje miejsce, usadawiając się plecami do niego.
- Czemu mnie...
- Uznałam, że zasłużyłeś. To kwestia... nagrodzenia za Twój wysiłek poświęcony dla mnie. To wszystko. - odparłam szybko, nie chcąc by przyszły mu jakieś głupie myśli do głowy.
- Ale dopiero co byłaś na mnie zła.
- Wciąż jestem.
- No ej.
Nie odpowiedziałam. Naprawdę nadal odczuwałam lekką złość, gdy przypominałam sobie powód, dla którego nie chciałam go widzieć do momentu rozpoczęcia koncertu. Ta jego dobroduszność i potrzeba dbania o mnie, wyprowadziła mnie z równowagi, stąd taka a nie inna reakcja. Jednak lekką złość odczuwałam. Zarówno na siebie, jak i na niego.
- No ej - powtórzył, lecz znów spotkał się z głuchą ciszą.
Westchnął i podszedł, kucając przede mną. Nie miałam zamiaru napotkać jego wzroku, więc obróciłam się zwinnie, by ponownie spotkał się z plecami.
- To był tylko występ. Wiesz, że na tym polega moja praca. - powiedział łagodnie, ze spokojem w głosie.
- Powiem Ci to samo, gdy będę się całować z jakimś innym aktorem niż Ty. - odparłam z cichym prychnięciem. Skrzyżowałam przy tym ręce na biuście i znów zamilkłam.
- Ej, nie mów tak. Uszanowałbym to, nawet gdybym miał wielką ochotę wrzucić tego typa do kosza z odpadkami i kopnąć na szczycie góry. - odparł i również ucichł na krótką chwilę, by w końcu ponownie przemówić. - To nawet nie był pocałunek, a poza tym... Hyuna mnie nie interesuje. Naprawdę.
Westchnęłam.
- Jak mogłeś mi nie powiedzieć? To były urodziny Dongwoo, a Ty odwalasz mi coś takiego?
- Jesteś zazdrosna?
Fuknęłam urażona, jednak w tej sytuacji nie było sensu zaprzeczać. Skoro rozmawialiśmy poważnie, dlaczego miałam teraz brnąć w swoje gierki i nie przyznać się do faktu, że tak się czułam. Poza tym, jego głos był na tyle ciepły i spokojny, że trudno było mi walczyć z szczerością jaka się we mnie nagromadziła.
- A Ty byś nie był? Na moim miejscu? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Obróciłam głowę w jego kierunku, napotykając parę ciemnych, lśniących oczu, wpatrujących się we mnie z czułością. Jego uśmiech sygnalizował zadowolenie, wiedziałam to.
- Byłbym. Zawsze jestem, gdy widzę Cię obok kolegów zespołu, zwłaszcza lidera. Jestem zazdrosny dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Zamrugałam zaskoczona. Te słowa wypowiedział z taką oazą spokoju w głosie. Nigdy nie zauważyłam, by tak się czuł, właściwie, nigdy mnie to nie obchodziło.
- To, że tego nie okazuję za każdym razem, nie znaczy, że tak się nie czuję. - dodał w gwoli wyjaśnienia, domyśliwszy się, dlaczego mnie to tak zdziwiło.
- O resztę zespołu? Niby czemu jesteś zazdrosny o resztę zespołu? Kiedy jakikolwiek powód do tego Ci dałam? - spytałam zdziwiona, z dość sceptycznym nastawieniem.
- Na przykład te Twoje słodkie rozmowy z Myungsoo, pełne przyjaźni. - odparł z lekkim oburzeniem.
Spojrzałam na niego unosząc brwi, po czym spuściłam nieco głowę, obserwując go z politowaniem.
- Serio? - zapytałam dla pewności.
- Kiedy będziecie wracać, upewnijcie się, że nie siedzicie zbyt blisko siebie. Nie możecie zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza po aferze randkowej. - poinstruowałam Nalę i jej nowego chłopaka.
Nowy chłopak.
Dziwnie to brzmiało w mojej głowie, zważywszy na to, że nie był to kandydat na męża, którego mogłabym chcieć dla przyjaciółki. Od zawsze stałam po stronie Woohyuna, a gdy sam wsparł Myungsoo, poczułam silniejszą aprobację jego względem. Niemniej jednak, akceptowałam wybór Nali. To moja przyjaciółka i dopóki jest szczęśliwa, dopóty będę cieszyć się jej szczęściem. Nawet, jeśli chce je dzielić z kimś takim jak on.
Nie myślałam o nim źle. Po prostu miał w sobie coś, co nie pasowało. Widząc ich razem, uśmiechniętych i czule na siebie spoglądających, radowało mi się serce. Nie przyznawałam się do tego, ale naprawdę miło się na nich patrzyło.
- Dzięki siostra. Jesteś najlepsza. - powiedział Myungsoo z uśmiechem.
Zmarszczyłam brwi robiąc poirytowaną minę.
- Jak Ci przyłożę zaraz w tę Twoją pijacką mor...
- Angie. - wtrąciła Nala ostrzegawczo.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę, powstrzymując się od komentarza.
- Cieszę się, że mam taką wspaniałą siostrę jak Ty. Umarł bym bez Ciebie. - powiedział rozanielony.
- No to pakuję manatki i spierdalam, by Ci łatwiej umierać było. - odparłam przez zaciśnięte zęby.
- Angie.
- No coooo?
Zamilkłam widząc znaczący wzrok przyjaciółki. Westchnęłam i stęknęłam w myślach.
"Czy nikt kurwa nie widzi, jak ja tu cierpię?"
- Będę się trzymał Twoich wskazówek, jednocześnie pilnując Nali, by mi gdzieś nie zniknęła. - zapewnił wokalista dumnie wypinając pierś.
Pokiwałam głową na znak zrozumienia i zgody, po czym nachyliłam się nad przyjaciółką.
- Pilnuj go, bo ten kretyn własną dupę by zgubił. - szepnęłam.
- Angie. - syknęła Nala.
Stęknęłam niezadowolona.
"Ja mam się odzwyczaić od wyzywania go? Od marudzenia, kwiczenia, jęczenia? Mowy nie ma, to tak jakbym miała przestać być sobą. "
Nala pokręciła głową z dezaprobatą.
Właściwie, przyzwyczaiła się już do tego, jakie były moje relacje z Myungsoo. To, że go wyzywałam, traktowała zarówno jako plus, jak i minus. Czemu jako wadę? Bo nie lubiła, gdy obrażano miłość jej życia. Czemu zaleta? Bo wiedziała, że nigdy nie będę chciała jej go odbić.
Obawiałam się jednak, że martwi ją i irytuje to jego oddanie swojej nowej siostrze. Mogłaby zrobić z tym porządek.
"Kogo ja chcę oszukać." mruknęłam w myślach i prychnęłam.
- Ja go wyzywam. - powiedziałam patrząc na Hoyę.
Ten pokiwał głową na znak zgody.
- I właśnie w tym tkwi problem, że go lubisz i akceptujesz.
Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego jak na ostatniego idiotę.
- Czy Ty na pewno tylko tańczyłeś? Może jakiś diler kopsnął Ci działkę zamiast kasy, co?
- Angie, mówię poważnie. Wyzywanie w Twoim przypadku to pozytywna rzecz, dobrze o tym wiesz.
- Nie dla Myungsoo. Nie znoszę go. Okej, znoszę, ale tylko ze względu na Nalę.
- Więc czemu mu pomogłaś?
- Bo wiem ile to dla niej znaczy.
- A czemu...
- Nie lubię go, tu chodzi tylko o moją przyjaźń do cholery jasnej! - krzyknęłam poirytowana.
Odetchnęłam cicho, uspokajając buzujące we mnie emocje. Odczekałam chwilę i kontynuowałam.
- Nie mam nic do niego, ale też nie umiem być dla niego uprzejma. To kwestia... zachowania bezpiecznego dystansu. Niech sobie myśli o mnie co chce, niech Nali będzie przykro, że go wyzywam i gnoję, ale jeśli on nie przestanie mi słodzić, to Nala w końcu straci cierpliwość.
- To Twoja przyjaciółka, nie zakończy waszej przyjaźni.
- Wierzę, że taka jest prawda. Ale znam ją i wiem też, że boli ją fakt, jak Myungsoo reaguje na mój widok. Nie chcę być dla niego siostrą i nie mogę.
Hoya westchnął i machnął ręką, kończąc temat tego wokalisty.
- A Woohyun?
- Co Woohyun? - odparłam zrezygnowana.
Miałam nadzieję, że już dał sobie spokój, ale on dalej w to brnął.
- Te wasze przytulaśne słodziaśne przywitania. - stwierdził Hoya sarkastycznie.
- Niby kiedy?
- No... ostatnio jak zaczaił się za drzwiami.
Spoglądałam na niego przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, gdzie tu jakakolwiek oznaka przytulania.
- Przecież otworzyłam drzwi z taką siłą, że go w ścianę wgniotło. - wyjaśniłam zdezorientowana.
- A... A wtedy, w parku gdy...
- Zamiast mnie, objął drzewo.
"I przez tydzień wyjmował drzazgi z buzi." dodałam w myślach i parsknęłam śmiechem.
Opanowałam się szybko, wiedząc, że Hoya może nie widzieć w tym powodu do śmiechu. No, wtedy to akurat leżał na trawie ubawiony, ale aktualna rozmowa była dość poważnym tematem.
- A z Sungyeolem...
- Z nim to jedynie się przywitam, pożegnam i powiem smacznego. Nic więcej.
- To i tak najmilsze rzeczy, jakie można usłyszeć z Twoich ust. - szepnął niezbyt zadowolony tancerz.
Westchnęłam i przymknęłam powieki.
- Masz rację. - powiedziałam niechętnie, ale szczerze. Spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. - Czego ode mnie oczekujesz? Mam zmienić swój charakter?
- Nie, nie, nigdy nie chciałem byś się zmieniała. - odpowiedział szybko. Odłożył pakunki na bok i złapał mnie za dłonie, splatając z własnymi. - Gdybym chciał, byś była inna, nigdy bym się Tobą nie zainteresował. Lubię w Tobie każdą cechę, nawet te, które tak uporczywie blokują mnie od Ciebie. Chciałem tylko, byś wiedziała, że zazdrość działa w obie strony. Ja też ją odczuwam.
Spróbowałam uwolnić ręce z uścisku, zawstydzona tym nagłym dotykiem. Nie chciałam by był blisko, nie powinien. Chłopak wyczuł opór, więc szarpnął mnie i przyciągnął do siebie. W efekcie, wylądowałam w jego ramionach, objęta w talii i mocno trzymana, by uniemożliwić mi ucieczkę. Zarumieniłam się, gdy mój policzek zetknął się z jego torsem. Do ucha dotarła melodia, którą wybijało jego serce.
- Zazdrość nie jest zła, jeśli dobrze odmierza się jej ilość. Nadmierna szkodzi, niedomiar także. Sęk w tym, że niezależnie od składników, zawsze oznacza to samo, że komuś na kimś zależy. - szepnął Hoya i przesunął dłonią po mej głowie. Delikatnie przeczesywał me długie włosy, chcąc w ten sposób okazać nie tylko troskę ale i uspokoić mnie.
- Angie, nie byłabyś zazdrosna z powodu tego występu, gdyby Ci na mnie nie zależało. - dodał cicho i oparł brodę na czubku mej głowy.
Byłam pewna, że uśmiechnął się zadziornie, a zarazem czule. Nie musiałam tego widzieć, by mieć pewność. Nie odezwałam się też, bowiem miał rację.
Znowu.
~
Dziewczyna poczuła się zmieszana, bowiem wszystkie oczy skupione były teraz na niej. Pochwyciła kosmyk swych niedługich brązowych włosów i spuściła wzrok, rumieniąc się delikatnie.
- Ano... Znaczy... - zaczęła niepewnie. - Nie chciałam się wtrącać, bo przecież ja...
- Należysz teraz do naszej wielkiej rodziny, więc masz prawo się wypowiedzieć. - zapewnił ją Woohyun z ciepłym uśmiechem.
Dziewczyna skinęła głową w geście podziękowania i wzięła głęboki wdech, nim ponownie zabrała głos.
- Ano... Myślę, że Sunggyu-ssi naprawdę widzi sposób w jaki traktuje Howona. I myślę, że on też może źle się z tym czuć. Bo co jeśli on sam przeprowadza wewnętrzną walkę między uczuciem a przyjaźnią?
Wszyscy milczeli, zastanawiając się nad tym zagadnieniem.
Nala uśmiechnęła się ciepło i skinęła głową, spoglądając teraz na Myungsoo.
- Tak bardzo skupiliśmy się na tym, jak źle się zachowuje, że nie pomyśleliśmy, iż może zdawać sobie z tego sprawę i również przez to cierpieć. - powiedziała skruszona.
Wokalista przytaknął jej słowom i spojrzał na dziewczynę stojącą w kącie.
- Dziękuję, że się wypowiedziałaś. - powiedział ciepło.
- Racja. To rzuca nam nowe światło na tę sytuację. - przytaknął Sungyeol i wyszczerzył się w wesołym uśmiechu.
- Tak czy siak, musimy znaleźć Angie i Hoyę, pamiętacie? - wtrącił Dongwoo.
- Łatwo powiedzieć. Londyn jest ogromny. - stęknął zasmucony Woohyun.
- Ano... - zaczęła dziewczyna, po raz kolejny zwracając na siebie uwagę pozostałych. - Myślę, że... mam pewien pomysł.
Wszyscy popatrzyli na nią pytająco, a bardziej zdezorientowane miny pojawiły się na ich twarzach, gdy dziewczyna wyjęła z kieszeni telefon komórkowy.
~
Uchyliłam powoli powieki i zamrugałam parokrotnie, zorientowawszy się, że usnęłam. Za oknem już dawno świeciło słońce, więc przespałam całą noc i część poranka. Podniosłam głowę i zarumieniłam się, widząc siedzącego obok tancerza. Spał opierając głowę o ścianę za plecami. Odsunęłam się nieco, zawstydzona faktem, że zasnęłam wtulona w jego tors. Spojrzałam na swe ramię, zauważając jego rękę, którą mnie obejmował. Wróciłam wzrokiem do chłopaka, który wciąż wydawał się spać.
"Wygląda tak spokojnie." pomyślałam obserwując go uważnie.
Ostrożnie wyciągnęłam dłoń ku jego twarzy, chcąc dotknąć policzka.
- Angie! - usłyszałam znajomy głos.
- Hyung! Gdzie jesteś?! - dodał kolejny.
- Noona! Noona! - wołał delikatny, męski głosik.
Spojrzałam w kierunku drzwi, a gdy usłyszałam ciche westchnienie ze strony rapera, zabrałam szybko dłoń, by przypadkiem nie zorientował się, co chciałam zrobić.
- Co się dzieje? - spytał, uchylając powieki.
- Ktoś... nas woła. - wyszeptałam niepewnie i wstałam z podłogi, odkładając na bok koc. Minęłam puste kubki po gorącej czekoladzie i podeszłam do drzwi, otwierając je szeroko. Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się wokoło.
- Niemożliwe... - wydukałam, otwierając szeroko oczy.
W oddali widziałam znajome mi sylwetki. Zespół i dziewczyny chodzili niedaleko i szukali nas wykrzykując imiona.
- Ooooooi! - zawołałam przyłożywszy dłoń do ust i pomachałam drugą ręką, chcąc dać im znak gdzie jestem.
Zauważył to Sungyeol i aż podskoczył uradowany.
- Tam jest! - zawołał i wszyscy skierowali swe spojrzenia we wskazanym przez niego kierunku.
- Angie! - krzyknęli i ruszyli biegiem w moją stronę.
- Ła, cze-czekajcie! - pisnęłam i zamachałam rękoma, chcąc ich jakoś powstrzymać. Nim jednak zdołałam się chociaż cofnąć, zostałam złapana w objęcia, praktycznie z każdej strony, słysząc słowa ulgi z ich ust. - Udusicie mnie! - warknęłam oburzona, choć uśmiechnęłam się ledwo zauważalnie, ciesząc, że ich wszystkich widzę.
Brązowowłosa dziewczyna stała z boku, przyglądając się całej sytuacji. Uśmiechała się delikatnie, ciesząc się wraz z nami. Kątem oka zauważyła, że tuż obok niej stoi lider zespołu.
- Sunggyu-ssi, nie idziesz się przywitać? - spytała nieśmiało.
Chłopak westchnął i spuścił wzrok.
- Wyrządziłem jej tyle krzywd i smutku. Czy zasługuję na to spotkanie? - zapytał ledwo słyszalnie i zacisnął dłonie w pięści.
Dziewczyna zamrugała zaskoczona, po czym uśmiechnęła się ciepło.
- Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. - odparła szczerze i spojrzała w naszym kierunku. - Poza tym, myślę, że okazja sama wpadnie Ci w ręce. - dodała i cofnęła się o kilka kroków.
Zdziwiony mężczyzna podniósł wzrok i zamrugał zdumiony, widząc jak biegnę w jego kierunku. Rozchylił usta chcąc coś powiedzieć, jednak nie zdołał wydusić z siebie słowa. Przystanęłam przed nim i przechyliłam głowę na bok.
- Słyszałam, że próbowałeś opóźnić koncert by nas znaleźć. - powiedziałam, a chłopak zarumienił się gwałtownie i odwrócił wzrok, drapiąc się w tył głowy.
- N-no wiesz, bez głównego tancerza trudno o dobry występ... - mruknął i zaśmiał się sztucznie.
- Dziękuję. - odparłam, nie przejmując się jego wymówką.
Lider spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Oblał się większym rumieńcem, gdy ujrzał na mej twarzy ciepły uśmiech, pełen szczerej wdzięczności.
Wykorzystałam moment jego milczenia i obróciłam głowę w stronę dziewczyny.
- Tobie też dziękuję. Podobno pomogłaś mnie znaleźć. - powiedziałam.
Brązowowłosa zamachała rękoma speszona i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ach, t-to nie tak, ja...
- Jak to zrobiłaś?
- Ja... No... - zawiesiła głos i spuściła wzrok.
- GPS w telefonie. Masz zainstalowany GPS, dzięki któremu namierzyliśmy Twoją kartę. - wyjaśnił za nią Woohyun, który podszedł do nas po chwili.
Zamrugałam zdziwiona.
- Ale ja nie instalowałam czegoś takiego... - szepnęłam zdziwiona.
- To był mój pomysł. - powiedział Hoya, który zdążył już wyjść z czeluści szopy. Uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów, co wprawiło mnie w irytację. - Menadżer musi wiedzieć, gdzie znajduje się jego podopieczny.
- Wy nie macie czegoś takiego! - zawołałam oburzona.
- Jesteśmy dorośli. - odparł machając ręką.
- Że co?! A ja to niby dziecko?!
- Spokojnie, Twoje ciało temu zaprzecza.
- Yah! Lee Ho Won, chcesz zginąć?!
- Nie tak mówiłaś do mnie tej nocy.
- Coooo?! - ryknął Sunggyu, mrużąc ślepia.
- Co Ty wygadujesz?! - krzyknęłam mierząc Hoyę groźnym spojrzeniem.
- Wycałowałaś mnie tak bardzo, że myślałem, iż umrę z nadmiaru czułości. - odparł robiąc z ust dzióbek i poruszał ustami, udając całowanie.
- Ja?! Chyba śnisz! - krzyknęłam i złapałam go za policzki, rozciągając zaraz w ramach złośliwości.
- Chodźmy coś zjeść, bo pewnie jesteście głodni. - wtrącił Sungyeol.
Puściłam policzki chłopaka i pokręciłam głową.
- Zjedliśmy. Hoya zarobił trochę pieniędzy tańcząc. - wyjaśniłam.
- Serio? To... czemu nie kupiliście biletów na pociąg? - zapytał Sungjong.
Uniosłam palec i rozchyliłam usta chcąc odpowiedzieć, jednak zamilkłam zrozumiawszy, że ten pomysł w ogóle nam nie przyszedł na myśl.
- Ouuu, faktycznie, mogłem tak zrobić. - odpowiedział za mnie Hoya.
- Ty idioto... Przez Twoją głupotę spędziliśmy noc w szopie! - zawołałam i uderzyłam piąstkami o jego tors.
- Szopa, hotel, pociąg? Co za różnica w jakim miejscu ze sobą sypiamy? - odparł rozbawiony.
- Yah! Lee Ho Won, chcesz zginąć?! - krzyknęłam, tym razem jednocześnie ze zirytowanym liderem.
Nala westchnęła widząc to i pokręciła głową uśmiechając się ciepło.
- Wszystko w normie. - stwierdziła zadowolona.
~
- Dzień dobry. - powiedziałam wchodząc do poczekalni w wytwórni.
- A-ano d-dzień dobry. - wyszeptała dziewczyna, siedząca na kanapie. Wstała i pokłoniła się przede mną, chcąc okazać szacunek.
- Spokojnie, ja nie wysoko postawiona, by tak... - zawiesiłam głos, widząc, że kiwa głową na znak zrozumienia. Wydawała się dziwnie zakłopotana. Westchnęłam i usiadłam w fotelu obok i spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
- Czekasz na menadżera? - zapytałam.
Podniosła wzrok znad kolan i pokręciła przecząco głową.
- Czekam na osobę, z którą będę pracować. - odparła.
- Ja też. - przyznałam i westchnęłam. - Mam mieć menadżera. Co oni sobie ubzdurali. Khe. - prychnęłam. - Tego mi brakowało, jaki,ś kolejny facet obok.
Dziewczyna spuściła głowę i zacisnęła palce na kolanach, czując się niepewnie. Zauważyłam to i postanowiłam jakoś rozluźnić atmosferę.
- Nie jesteś stąd, prawda? - zapytałam z uśmiechem.
- Nie, jestem z Polski.
- Łaaa! Serio?! - zawołałam zszokowana i zaraz zmieniłam język rozmowy z koreańskiego na polski. - Skąd dokładnie?
- Z Rybnika. - odrzekła krótko i zaczesała kosmyk włosów za ucho.
- Łaa, ja z Zabrza, to nie tak daleko. - przyznałam i zaśmiałam się wesoło.
Dziewczyna skinęła głową, zdobywając się na uśmiech.
- Długo już czekasz na osobę, z którą będziesz pracować?
- Nie, właściwie to... niedawno przyszłam.
- Nah, oby się nie spóźniała jak ten cały menadżer. - burknęłam, nieświadomie robiąc dzióbek z ust.
Dziewczyna zaczerwieniła się nagle i ponownie zaczesała włos za ucho, choć nieco bardziej nerwowo.
- No, oby nam się dobrze pracowało. - dodałam i westchnęłam.
- J-jestem pewna, że ten menadżer da z siebie wszystko, by tak było. - wyszeptała towarzyszka po chwili milczenia, wciąż patrząc na swe nogi.
- Ciekawe jak wygląda.
- P-pewnie to wysoka osoba.
- Pewnie masz rację.
Nastała chwila ciszy i westchnęłam.
- No kiedy on przylezie?! - zawołałam nagle, z poirytowaniem w głosie.
- W-właściwie, t-to już tu jest. - wydukała zaskoczona dziewczyna, nie chcąc mnie za bardzo denerwować.
- He? Gdzie? W biurze u prezesa? - spytałam zdziwiona.
Brązowowłosa pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się niepewnie.
- Nie do końca... - odparła cicho.
- Hm, a Ty wiesz z kim pracujesz? Jak ta osoba wygląda?
- Teraz już tak. - przyznała i skinęła głową.
- He? Teraz? Skąd?
- Bo ta osoba już przyszła?
- Eee?
Zdziwiona spojrzałam za siebie, ale drzwi wciąż były zamknięte. Nikt nie wszedł, ani nie wyszedł. Spojrzałam pytająco na dziewczynę.
- Gdzie?
- Siedzi tu, na fotelu. - dodała i spojrzała na mnie znacząco.
Milczałam przez dłuższą chwilę, aż w końcu zorientowałam się, co w ogóle próbowała mi przekazać. Zerwałam się na równe nogi i wskazałam na nią palcem.
- Jesteś moim menadżerem?! - zawołałam zszokowana.
Dziewczyna skinęła głową i pokłoniła się jeszcze raz.
- Mówią na mnie Kyane. Proszę, dbaj o mnie tak jak ja będę o Ciebie. Mam nadzieję, że dobrze nam się będzie współpracować. - powiedziała spokojnie, choć wyczuwałam w jej głosie nutkę niepewności.
Brew mi drgnęła i podrapałam się w tył głowy, trochę speszona.
- N-no dobra, dobra, ale te formalności są niepotrzebne. - powiedziałam i wyciągnęłam ku niej dłoń, dzięki czemu jej wzrok spoczął teraz na mnie. Uśmiechnęłam się ciepło. - Miło mi poznać. Witaj w ekipie. - dodałam i uścisnęłam jej dłoń, gdy tylko mi ją podała.
- Ano... Jesteście pewne? - spytała dziewczyna, podążając za nami.
Spojrzałam na nią zza ramienia i zamachałam dłonią w uspokajającym geście.
- Nie martw się. Planowaliśmy to od dawien dawna. Nala chciała większą kuchnię, bo w tamtej było za mało miejsca na jej gotowanie. - odparłam wesoło.
- Żeby was wszystkich wykarmić to mi czasu i życia zabraknie. - mruknęła stylistka i westchnęła cicho.
- Zmiana apartamentu wyjdzie nam na dobre, bliżej się poznamy! - zawołała wesoło Vicky, idąc tuż obok nowej koleżanki.
Kyane uśmiechnęła się niepewnie i skinęła głową zgadzając się z jej stwierdzeniem.
- Ale jesteście pewne, że wyrażą na to zgodę? - zapytała menadżerka, spoglądając na moje plecy pytająco.
Założyłam ręce za głowę i przytaknęłam, nie mając wątpliwości.
- Nie mają wyjścia. Inaczej naślę na nich wygłodniałą Vicky i każę płacić za jej jedzenie. - powiedziałam uśmiechając się zadziornie.
- Okrutne. - przyznała Nala i zachichotała cicho.
- To wyjątkowo delikatne jak na mnie!
- Temu nie zaprzeczę.
- Jestem głodna!
- Zamknij się bachorze, głodówkę masz za karę.
- Jak to?!
- Zeżarłaś wszystko co było dla stuffu i jeszcze pytasz?
- Eeee?! Nalaaaa!
- Uch, Angie...
- Nawet nie próbuj!
Kyane szła za nami, przyglądając się całej dyskusji. Uśmiechała się pod nosem, bowiem cieszył ją ten widok. Był przyjazny i na swój sposób przyjemny dla oka. Wciąż była cicha i nieśmiała, tak jak wtedy, gdy ją poznaliśmy, ale miałam dziwne przeczucie, że im dłużej będzie przebywać w naszym towarzystwie, tym szybciej otworzy się przed nami, ukazując nowe oblicze.
~
- Co do cholery... - warknęłam wchodząc do apartamentu.
Vicky aż rozdziawiła buzię na widok naszego mieszkania, a zauważywszy mężczyznę leżącego na kanapie, puściła się pędem do swojego pokoju.
Brew mi drgnęła, gdy ujrzałam porozrzucane po salonie paczki chipsów, ich resztki na dywanie i stos butelek po różnorodnych piwach.
- Co tu się działo? - spytała cicho Nala i aż złapała się za policzki, gdy przystanęła za mną w salonie.
Na kanapie leżał Soryong, w ręce trzymał paczkę chipsów, ręką przysłaniał oczy.
- Czy... Czy on nie żyje? - wyjąkała Nala, przysłaniając usta dłońmi.
- Sama go zabiję, jeśli wciąż będzie oddychał.
- Angie...
Westchnęłam i podeszłam do niego, chcąc sprawdzić puls. Kucnęłam przy nim i dotknęłam dwoma palcami jego szyi. W międzyczasie Vicky przemknęła za nami niezauważona, wbiegając do kuchni.
- Mam worek i łopatę, gdzie go zakopiemy? - zapytała młodsza siostra, która wróciła z wspomnianym przyrządem do pokoju.
- Gdzieś za miastem, ale nie wiem jak go tam wywieźć. - odparłam z powagą w głosie.
- Angie! - pisnęła Nala.
Machnęłam lekceważąco ręką, dając znak, że żartuję.
- Trzeba tu jakoś ogarnąć i zaciągnąć go do ich apartamentu. - powiedziałam wstając.
- J-Ja tu posprzątam. - wyszeptała Nala uspokajająco.
- Może... niech tu przenocuje? Nie damy rady go przenieść. - wtrąciła Vicky, tym razem zachowując powagę.
Czas na żarty się skończył.
- Chyba nie ma innego wyjścia. - odparłam drapiąc się w tył głowy. - Gdyby ktoś zauważył, że próbujemy przetransportować pijanego wokalistę, byłby niezły skandal, zwłaszcza, że ten idol wypełznie z naszego apartamentu.
- Skaranie boskie z tymi Azjatami. - burknęłam i spojrzałam na Nalę z niewinnym uśmiechem, wiedząc, że pewnie zaraz dostanę reprymendę. Jakież ogarnęło mnie zdziwienie, gdy nie skomentowała moich słów. Co więcej, patrzyła na Soryonga z dziwnym smutkiem i zamyśleniem.
- Nala?
Dziewczyna drgnęła niepewnie, słysząc swe imię i uśmiechnęła się ciepło.
- Przyniosę mu koc. - powiedziała cicho i poszła w stronę swojego pokoju, znikając za jego drzwiami.
Odprowadziłam ją wzrokiem, zastanawiając się, co też przede mną ukrywa. Spojrzałam na wokalistę, zastanawiając się, czemu w ogóle doszło do takiej sytuacji. Soryong i picie? I czemu Nala czuła się winna? To poczucie winy emanowało od niej na kilometr, a stałam przecież tak blisko.
- Może zadzwonić po Daeryonga? - zagadnęła Vicky, która stała za mną.
- Dobra myśl. - przyznałam i wyjęłam telefon, w poszukiwaniu jego numeru.
W międzyczasie moja młodsza siostra sprawdzała wszystkie paczki z chrupkami, szukając jakichś resztek.
- Ej, komuś telefon dzwoni. - powiedziała, gdy po domu rozległ się dźwięk komórki.
Zamrugałam zdumiona i rozłączyłam się, nasłuchując. Melodia ucichła, więc ponownie wybrałam numer wokalisty i po pomieszczeniu znów rozległ się ten sam dźwięk.
- Zostawił u nas telefon? - zapytała zdumiona Vicky. Podskoczyła, gdy nagle Soryong zachrapał i spojrzała na niego przepraszająco. - I brata, dzięki za przypomnienie.
- Tylko czemu telefon zostawił u mnie w pokoju? - warknęłam i zmrużyłam powieki, patrząc na drzwi swojej sypialni. - Vicky, spać. - zarządziłam i powędrowałam do swojego pokoju, znikając siostrze z oczu.
Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu telefonu. Zamrugałam, gdy ujrzałam leżącego na podłodze chłopaka. Był ułożony na prawym boku, z podłożoną pod głową ręką.
- Dae... ryong? - wydukałam zdezorientowana i podbiegłam do niego, od razu kucając i obracając na plecy. - Oi, obudź się. - powiedziałam potrząsając nim delikatnie. Usłyszałam ciche burknięcie i chłopak wydał z siebie jakiś niezrozumiały bełkot. Westchnęłam widząc, jak powoli podnosi się i chwiejnie siada, opierając ręce na kolanach i spuszczając głowę.
- Jak to możliwe, że doprowadziłeś się do takiego stanu? - mruknęłam bardziej zmartwiona, niż zła.
Daeryong dotknął dłonią czoła, czując jak boli go głowa.
- Chciałem pocieszyć brata, a sam skończyłem szukając pocieszenia w alkoholu. - mruknął ledwo słyszalnie.
Przechyliłam głowę obserwując go ze zdziwieniem.
- Pocieszenia? - powtórzyłam niepewnie.
- Angie...?
Drgnęłam słysząc ten jego ciepły, a zarazem niepewny głos, zupełnie jakby sugerował, że zaraz zacznie poważny temat. W ten sam sposób rozpoczął ze mną rozmowę Sunggyu i zeszliśmy na niezbyt przyjemny dla mnie wątek.
- Powiedz... Czemu akurat on?
- E?
Spojrzałam na niego ze zdumieniem i zamrugałam pytająco.
- Kto? Co?
- Czemu akurat Hoya? Czemu nie ktoś inny? Czemu nie ja?
Otworzyłam szeroko oczy, gdy usłyszałam to pytanie.
- Skąd pomysł, że Hoya mnie interesuje? - odparłam oburzona, po czym zamilkłam, zrozumiawszy, jakie padło ostatnie pytanie. - Czemu... nie Ty? O czym Ty...
- Nie próbuj ze mną grać w ten sposób. Nie jestem Sunggyu by dać się tak zbywać. - warknął zirytowany i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. Jego ton był tak chłodny, a wzrok piorunujący, że aż cofnęłam się niepewnie, siadając w bezpieczniejszej odległości.
- Jestem lepiej zbudowany. - kontynuował, spoglądając teraz gdzieś w przestrzeń przed sobą. - Jestem przystojniejszy. Jestem wyższy. Jestem zabawniejszy i cieplejszy, bardziej kochający, jestem... jestem lepszy, więc czemu mimo wszystko wybrałaś go?
- Nikogo nie wybrałam. - wyszeptałam, spuszczając wzrok.
Jęknęłam, gdy nagle złapał mnie za ramiona i potrząsnął mną poirytowany.
- Nie pogrywaj ze mną! - warknął i spojrzał na mnie marszcząc brwi. - Czemu on? Czemu? Czemu?
- Przestań... - poprosiłam, próbując wyrwać się z uścisku, jednak jego palce były mocno zaciśnięte na moich ramionach.
- To boli... - dodałam zlękniona.
Pijany Daeryong, w takim stanie, wytrącony z równowagi z mojej winy, był nieprzewidywalny. Obawiałam się tego, co mógłby zrobić.
- Odpowiedz na pytanie. - burknął chłodno, ignorując moje słowa.
- Powiedziałam, że nikogo nie...
- Czemu wybrałaś Howona, a nie mnie?! Robiłem wszystko dokładnie jak on, byłem arogancki jak on, dogryzałem Ci, zawstydzałem, było tak samo, a jednak wybrałaś go, czemu?!
- On nigdy by mnie nie skrzywdził tak jak Ty robisz to w tej chwili! - krzyknęłam pod wpływem emocji, zaciskając przy tym powieki. Otworzyłam je, gdy zrozumiałam co powiedziałam.
Daeryong siedział ze spuszczoną głową, dotknięty tymi słowami.
- Daeryong ja... - zawiesiłam głos, gdy zabrał ode mnie ręce, uwalniając tym samym z uścisku. - P-przepraszam... - wydukałam speszona.
Chłopak pokręcił głową i odsunął się, wzdychając cicho.
- Masz rację. Hoya by Cię tak nie potraktował. Krzyczałem na Ciebie, powiedziałem kilka niemiłych słów, doprowadziłem Cię do smutku i strachu. On by tego nie zrobił. - przyznał zażenowany swoim zachowaniem. - Nawet Sunggyu by się tak nie zachował.
"Nienawidzę Cię." usłyszałam w głowie głos lidera.
- Prześpię się w salonie jeśli nie masz nic przeciwko. Nie chcę nam wszystkim sprawić kłopotu. Legnę się gdzieś obok brata. - mruknął Daeryong i wstał, nie czekając na moją reakcję po prostu wyszedł, zostawiając mnie samą.
- Nie potrafię Cię zrozumieć! Intrygujesz mnie, ale jednocześnie drażnisz! Bo nie wiem, nie wiem czego Ty do cholery oczekujesz! Czego, czego?! - krzyczał.
Złapał mnie za ramiona i ścisnął, potrząsając lekko.
Spuściłam głowę wciąż słysząc ten jego donośny głos, pełen gniewu i rozpaczy. Objęłam swe ramiona, choć nie czułam chłodu. Miałam wrażenie, że zostałam osaczona przez wszystkie uczucia ludzi żyjących wokół mnie. I moje własne.
- Ts. Najwięcej ran i szkód, wywołała ona. - mruknął chłodno i odwrócił się tyłem. - Nienawidzę Cię.
Przymknęłam powieki czując się okropnie, mając te wspomnienia w głowie.
"Choć zraniłam Hoyę nieraz, to nigdy mnie tak nie potraktował. Krzyknął na mnie tylko raz. Ale nie było to nic, co mogłabym nazwać złym i niemiłym." pomyślałam odchylając głowę i spojrzałam w sufit.
- Ty głupia, głupia babo! - zawołał rozwścieczony.
Mimo, że ton głosu był gniewny, to oczy wydawały się pełne niepokoju, a zarazem dziwnej ulgi.
Wpatrywałam się w niego w osłupieniu, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa.
- Czy Ty zawsze musisz wszystkim sprawiać tyle zmartwień?! Chcesz żebyśmy wszyscy na zawał zeszli?! - zawołał poirytowany.
"Tak. To był pierwszy raz, gdy usłyszałam jego głos w tej tonacji. Gdy ujrzałam go w takim stanie. " westchnęłam przymykając powieki.
- Huh? - wydukałam zdumiona i nim zdołałam coś dodać, chłopak przyciągnął mnie do siebie i wtulił w swój tors. Pogłaskał mnie czule po włosach i oparł brodę na czubku mej głowy.
- Najważniejsze, że nic Ci nie jest... - szepnął ciepło.
"Jedyny powód dla którego był zły... Jedyny powód..." pomyślałam i zadrżałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. "Był zły, bo nie dawałam znaku życia. Martwił się. Nigdy nie miał pretensji za to, jak go traktuję. Nigdy na mnie za to nie nakrzyczał. Nie próbował mnie za to obrazić, nie wyrządził mi krzywdy, nie zasmucił. Zawsze był ciepły, uśmiechnięty, nawet gdy poważny, wciąż arogancki i zabawny. Czemu?"
Potrząsnęłam głową.
- Nie rozumiem... - szepnęłam i opadłam plecami na podłogę, patrząc teraz w sufit. - Nie rozumiem... - wyjąkałam i wyciągnęłam przed siebie dłoń.
"Czemu taki jest? Tyle razy go zraniłam, a on wciąż, mimo tego..."
Osłoniłam przedramieniem oczy, czując, że nie mogę powstrzymać już łez. Pojedyncza kropla spłynęła po mym policzku, zostawiając na nim mokry ślad.
- Proszę... nie bądź dla mnie taki... - wyszeptałam drżącym głosem. - Proszę...
~
Pozbierałam myśli po jakiejś godzinie. Nie umiałam zasnąć, więc postanowiłam pójść do kuchni, by się czegoś napić. Po drodze przeszłam przez salon, spoglądając na chłopaków, obu przykrytych kocami. Jeden leżał wciąż na kanapie, drugi obok na podłodze. Westchnęłam i weszłam do kuchni, zapalając światło. Jakież ogarnęło mnie zdumienie, gdy ujrzałam w środku siedzącą Nalę, która wpatrywała się w milczeniu w blat stolika.
- Nie możesz spać? - spytałam, gdy nie zwróciła na mnie uwagi.
Dopiero po usłyszeniu mojego głosu, podniosła wzrok i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Chyba nie hałasowałam za bardzo? - spytała ciepło.
- Niby czemu miałabyś hała... - zawiesiłam głos i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Myślałam, że takie rzeczy są możliwe tylko w bajkach, ale tu naprawdę wszystko wręcz lśniło.
- Musiałam się czymś zająć. - powiedziała Nala i wzruszyła ramionami na znak, że to nic takiego.
Wskazałam za siebie kciukiem i uniosłam wzrok w pytającym geście.
- To kiedy znajdziesz czas na łazienkę?
Moja przyjaciółka rzuciła mi spojrzenie w stylu: "Bardzo śmieszne" i uśmiechnęłam się pogodnie. Gdy źle się czuła, zawsze próbowałam ją rozbawić. Nie byłam pewna, czy to działało, ale mimo wszystko rozbawienie drugiej osoby, to jedyne co mi dobrze wychodziło, więc chociaż tyle mogłam zrobić, by poprawić jej humor. Wiedziałam jednak, że będzie potrzebować rady i kogoś, kto ją wysłucha. Usiadłam więc przy stole i spojrzałam na nią z uśmiechem.
- Więc słucham. - powiedziałam.
- Hm? - wydukała Nala i zamrugała patrząc na mnie pytająco.
- Co Cię trapi? - spytałam. - Czy to ma związek z Soryongiem?
Dziewczyna zarumieniła się na dźwięk tego imienia i spuściła wzrok, patrząc na swe palce, które uparcie zaciskała na kolanach.
- Czy Ty zawsze musisz mieć rację? - spytała cicho, uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Nie mam wyjścia. Taka natura inteligentnych ludzi. - odparłam żartobliwie.
- Wyczuwam od Ciebie to poczucie winy, tylko nie wiem jeszcze, czym jest spowodowane. - dodałam.
- Znów masz rację. - szepnęła Nala. - Nie jestem pewna, czy to bardziej skierowane do Soryonga czy Myungsoo.
- Hee? - wydukałam zdezorientowana, bo nie wiedziałam co ten pijak ma z tym wspólnego.
- Co jest? - dodałam marszcząc brwi.
Teraz zaczęłam się niepokoić.
Ale to co usłyszałam później, wprawiło mnie w większe osłupienie, niż mogłabym przypuszczać.
No i jest, w końcu po trzech miesiącach, napisałam ten rozdział. Może gdybym wcześniej obejrzała anime, którego muzyka mnie natchnęła, to dodałabym wcześniej, ale nie ma co gdybać. Mam nadzieję, że mimo wszystko, czekaliście na moje prace i wciąż będziecie je czytać. Liczę na wasze opinie w komentarzach, bo jestem bardzo ciekawa, co sądzicie o tutejszych wątkach zarówno romantycznych, jak i wszelkich innych. ^^
Ach, no i Kyane. Witaj w obsadzie. <3
Nareszcie, już się bałam, że kompletnie o nas zapomniałaś. Co ty takiego robisz, że , jak zwykle, nie mogłam się oderwać od lektury. Dodatkowo dowiedziałam się kim jest Kyane. Nie mogę się doczekać, kiedy dowiem się o niej czegoś więcej. Do tego wyznanie Daeryonga.Coraz więcej zawiłych wątków. Coraz więcej nowych bohaterów. Nic tylko czekać na kolejne rozdziały i życzyć ci duuużżo weny i czasu na pisanie.
OdpowiedzUsuńHwating
Hana
Asjaidhaihdeudj*.*
OdpowiedzUsuńJEST w końcu jest. Strasznie się cieszę, ze napisałaś, tak się cieszę. Nie mogłam się doczekać, wchodzilam często na twojego bloga, by sprawdzić czy cos dodalas. Kiedy dziś o 5 rano weszlam na bloggera i zobaczyłam, ze dodalas to odrazy zaczelam czytać, ale niestety nie skonczylam rano, wiec dokonczylam teraz. Jest cudowny..^^
Jestem bardzo ciekawa o co chodzi z Nalą i jak dalej się potoczny akcja. Podoba mi się również jak fajnie wplatałaś Kyane w to opowiadanie. Dopiero co skończyłam czytac , a juz chciałabym przeczytać następny.
Bądź zdrowa i odpoczywają. Fighting! ;**
Bardzo cieszę się że jest już następny rozdział bo nie mogłam się go doczekać. Ten rozdział jest wspaniały tak samo jak poprzednie. Bardzo ciekawa jestem wyznania Nali i ogólnie tego co będzie dalej. Już nie mogę się doczekać następnej części, jak zobaczyłam że jest ten rozdział to prawie skakałam z radości.
OdpowiedzUsuńMoje feelsy! ;_;
OdpowiedzUsuńKOCHAM, po prostu kocham to jak piszesz! <3
Praktycznie przez cały rozdział musiałam się powstrzymywać od pisków, ale przy scenie z moim ukochanym Daeryongiem prawie się popłakałam i pogryzłam sobie rękę z nerwów...
Rozdział jak zawsze przecudowny, opłacało się tyle czekać <3
Życzę dużo weny ;**
Fighting!
No to ten... Nienawidzę Cię!
OdpowiedzUsuńTak długo kazałaś czekać. Chociaż no.. wiem czemu tak, więc strasznie się cieszę, że w końcu się udało!
Rozdział jak zawsze świetny, strasznie jestem ciekawa co tam z Soryongiem powyprawiałam.. xD
Ach ten mój "nowy chłopak", za bardzo się przywiązał do swojej siostry, zdecydowanie.
Moje HoGie <3 i moje GyuGie <3 Tak Nala, mogłabyś się wreszcie zdecydować..
Dziękujemy za ten rozdział i z niecierpliwością czekamy na następny! <3
No i witamy Kyane! :)
Nala :)
;A;
OdpowiedzUsuńNie wiem co mam powiedzieć.
To jest zbyt piękne.
Mam nadzieję że dodasz kolejny rozdział niedługo :D
Aha~ I jeszcze chciałam Ci podziękować, lub Cię oskarżyć. Nie wiem jak to nazwać XD A mianowicie:
Dzięki temu fanfickowi... zaczęłam słuchać Infinite ;-; Nigdy tego nie chciałam, ale... stało się XDDDD ;-;
Zostałaś nominowany do Liebster Award więcej szczegółów na http://seouliseverything.blogspot.com/ ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze rozdziały! Przeczytałam wszystko za jednym razem i jestem zachwycona XD Uwielbiam to opowiadanie i życzę weny :3
OdpowiedzUsuńI znów komentuje z ogromnym opóźnieniem... ;-; złaaaaaa ja!
OdpowiedzUsuńDobra, już chyba wspominałam, że mi się rozdział bardzo podobał i warto było czekać. I będę czekała na kolejny tak samo długo, bo po prostu kocham Twoją twórczość!
Uhhh... zakończyłaś w takim momencie, że przez to nie umiałam się skupić na niczym innym i tylko myślałam: co będzie dalej?
Angie i Hoya, ahhhh! Kocham ich! Kocham po prostu te scenki love-hate... No i wprowadziłaś moją postać...mnie... Ach! Miiiłooooo, chociaż nadal nie wiem co tam planujesz... o.o <3
I kompletnie zaskoczyłaś mnie z Daeryongiem. Nie spodziewałam się tego... Naprawdę, chociaż w poprzednich rozdziałach można byłoby się domyślać, że chłopak jest zauroczony w Angie, ale myślałam, że to nic poważnego. Ach! Kolejne zaskoczenie!
Teraz jedynie czekać na kolejne rozdziały! Życzę weny oraz czasu. <3
Waah~ jestem baaaaardzo zła na siebie - jak mogłam tal późno przeczytać ten rozdział? ;;; Boże...dziewczyno, co Ty ze mną robisz? ;; Przez Ciebie nie zasnę ._. Saranghaeyo~ <3
OdpowiedzUsuńKurde, przez Ciebiei to opowiadanie zerwałam nockę, a teraz co? Gdzie mój nowy rozdział? :( :(
OdpowiedzUsuńMuszę powiedzieć, że piosenek Infinite wielu nie znam, ale kilka przypadło mi do gustu. :) Lecz to opowiadanie jest PRZECUDNE. Naprawdę, najlepsze, jakie w życiu czytałam. Takie kurde zwroty akcji... xD ah, no i jeszcze jedno. HOYA <3 <3 <3
Dawaj kolejny rozdział albo ja tutaj umrę, serio. :P
Pzodrawiam i życzę weny!
Właściwie zawsze się tak zaczyna, że znajdujesz coś interesującego I cię po prostu wciąga. JEDNAK po przeczytaniu wszyskiego w jedną noc nie mogę wyjść z podziwu dla podobieństwa charakterów twoich bohaterów I ich pierwowzoròw. Infinite słucham od niedawna, ale bardzo intensywnie nadrabiam wszystkie dramy I reality show z ich udziałem. I nagle czytam opowiadanie (któreś z kolei) mam (jak Myungsoo często) mental breakdown :) Ich teksty, zachowania, sytuacje, które tworzysz są tak nieprawdopodobnie realne, że... uhhhhhh. Przyznaj się, INSPIRIT po grób?
OdpowiedzUsuńOk, tak chaotycznie chcę podziękować za uśmiech I beke, którą mam czytając :)
Pali pali pali dodaj następny rozdział! ! Co się dzieje z Nalą i Myungsoo, dlaczego jest jej przykro (to nam dałaś powód do rozmyślań :)
Pozdrawiam ciepło :)
Ohoho~ co się dzieje~?
OdpowiedzUsuńHoya i Angie w szopie, kuzyn Angie, nowa manager, zazdrosny Hoya, pijany Soryong, zazdrosny Daeryong i o co chodzi z Nalą?!
Czyżby moje GyuGie i Nutella się rozpadły?! D: O nieee~~ nie pozwolę :|